Do dziś do godziny 12.00 do Sądu Najwyższego wpłynęły 234 protesty wyborcze i 398 protestów referendalnych. Termin zgłaszania protestów minął wczoraj. Można je było złożyć osobiście w siedzibie Sądu Najwyższego lub wysłać pocztą - w tym przypadku obowiązuje data stempla pocztowego.
Zastępca rzecznika Sądu Najwyższego Piotr Falkowski mówi, że protesty wciąż spływają. - Jeszcze oczekuje na rejestrację kilkaset pism zawierających protesty. Niektóre jednocześnie przeciwko wyborom i referendum. A wiadomo, że protesty były zapewne wysyłane pocztą do końca terminu, to pewnie jeszcze przez najbliższy co najmniej tydzień, a może jeszcze kilka dni będą do Sądu Najwyższego przychodzić. W związku z tym trzeba się liczyć, że jeszcze o kilka setek ta liczba wzrośnie - mówił zastępca rzecznika.
Piotr Falkowski powiedział, że na razie nie ma jeszcze wykazu spraw, które najczęściej zgłaszają wyborczy w protestach. - Jeżeli chodzi o protesty wyborcze wyborcy zwracają uwagę na prowadzenie wyborów, w uproszczeniu mówiąc, późno wieczorem. Jak również dostrzegano, przynajmniej tak wyborcy podnoszą, że miały miejsce jakieś nadużycia związane z głosowaniem przy pomocy zaświadczeń. Czyli nie głosowanie w swojej macierzystej obwodowej komisji wyborczej tylko w jakiejś innej. Jeśli chodzi o referendum, to tu protesty skupiają się wokół wydawania kart do referendum - mówił zastępca rzecznika.
Protesty wyborcze mogły składać komitety wyborcze startujące w wyborach parlamentarnych lub wyborcy. Piotr Falkowski dodaje, że prawo nie przewiduje żadnego terminu na załatwienie pojedynczego protestu, natomiast Sąd Najwyższy jest związany terminem na podjęcie końcowej uchwały o ważności wyborów i o ważności referendum. Przed tym musi wydać opinię w każdym z tych indywidualnych postępowań dotyczących protestów. Sąd Najwyższy na ogłoszenie uchwały o ważności referendum ma 60 dni od ogłoszenia wyników referendum. W przypadku wyborów parlamentarnych Sąd Najwyższy na ogłoszenie uchwały o ważności wyborów ma 90 dni od dnia głosowania.
IAR/lp
