Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
13 września 1894 r. urodził się w Łodzi Julian Tuwim, poeta, wylękniony bluźnierca - polszczyzna okazała się dlań ojczyzną, która go nigdy nie zdradziła. "Wszyscy inni zapierali się Tuwima, odmawiali mu prawa i do bycia Polakiem, i do bycia Żydem" - przypomniał biograf Mariusz Urbanek.

"Wychowywałem się w polskiej szkole na romantykach, klasykach – Słowackim, Mickiewiczu, potem Żeromskim i Tuwimie" - powiedział urodzony w Łodzi tłumacz i popularyzator literatury polskiej w Niemczech Karl Dedecius (1921-2016). W rozmowie z "Odrą" przypomniał, że do czytania Tuwima zachęcił go polonista, "zaciekły endek", argumentując, że "co prawda to Żyd, ale nikt piękniej od niego po polsku pisać nie potrafi…". Julian Tuwim urodził się w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Dzieciństwo przyszłego poety i jego siostry Ireny nie było sielankowe. Małżeństwo rodziców nie należało do udanych, matka, neurotyczna i przewrażliwiona, przelewała na dzieci swój lęk przed światem. Większość zdjęć pokazuje poetę z prawego profilu. Na tych en face można niekiedy dostrzec duże znamię na lewym policzku. Obecność tej "myszki" od najwcześniejszego dzieciństwa sprawiała, że czuł się naznaczony, inny od wszystkich. "Kto wie, czy z twojego Julka pozbawionego tej +cechy szczególnej+ wyrósłby poeta… Powiem ci, że na pewno nie. Wyrosłem w poczuciu upośledzenia i krzywdy osobistej, jaki los mi sprawił, i to stało się macierzystą glebą mojej poezji" - pisał Tuwim do siostry o swoim znamieniu. Nigdy jednak nie przestał się wstydzić plamy na policzku - do zdjęć pozował, odwracając głowę lub zakrywając znamię dłonią. Po ukończeniu łódzkiego gimnazjum Tuwim studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Jako poeta debiutował wierszem "Prośba" w "Kurierze Warszawskim" (1913), który podpisał inicjałami St.M. (skrót od imienia i nazwiska Stefanii Marchew - jego przyszłej żony, którą poślubił w 1919 r.). Szybko wszedł w kulturalne życie stolicy - współpracował z pismem studenckim "Pro arte et studio", w 1918 roku znalazł się wśród współzałożycieli kabaretu literackiego Pikador i poetyckiej grupy Skamander, ukazał się też debiutancki tomik Tuwima pt. "Czyhanie na Boga". Debiut odbił się głośnym echem. Obok zachwytów pojawiały się głosy krytyczne. "Zdegenerowany pan Tuwim oddziaływa na młode dusze jak najzjadliwsza trucizna" - pisała w 1918 roku prasa po publikacji wiersza "Wiosna", za który poetę oskarżano o wyuzdanie, rozpustę, deprawowanie młodzieży i szerzenie pornografii. Nie była to ostatnia awantura wokół poezji Tuwima. Skandal wywołał rewolucyjny i pacyfistyczny wiersz "Do prostego człowieka" (1929) z frazą "Rżnij karabinem w bruk ulicy", co odczytywano jako nawoływanie do dezercji z armii. Postępowanie przeciw Tuwimowi podjęła prokuratura, nawet przyjaciel i protektor poety w kręgach władzy Bolesław Wieniawa-Długoszowski na jakiś czas zerwał z nim kontakty. Jednak większość czytelników wierszy Tuwima z entuzjazmem przyjmowała kolejne tomiki - "Czyhanie na Boga" (1918), "Sokrates tańczący" (1920), "Siódma jesień" (1922), "Słowa we krwi" (1926), "Rzecz czarnoleska" (1929), "Biblia cygańska" (1932) "Treść gorejąca" (1936). W ankiecie "Wiadomości Literackich" z roku 1935 zatytułowanej "Kogo wybrałbyś do Akademii Niezależnych, gdyby taka akademia istniała", Tuwim zajął pierwsze miejsce. Tworzył kabaretowe skecze, humoreski, satyry, piosenki (jak "Miłość ci wszystko wybaczy" czy "Na pierwszy znak" Hanki Ordonówny), które powtarzała ulica. Najwyższym osiągnięciem Tuwima satyryka był napisany w 1936 roku "Bal w Operze". Pod koniec lat międzywojennych powstały wiersze dla dzieci, takie jak "Lokomotywa", "Słoń Trąbalski", "Zosia-Samosia", które dziś stanowią najbardziej znaną część twórczości poety. Dla antysemitów Tuwim na zawsze pozostał Żydem - i jako taki był przedmiotem brutalnych ataków: zarzucano mu "zażydzanie" polskiej literatury. "Tuwim nie pisze po polsku, lecz tylko w polskim języku (…), a jego duch szwargoce" - oceniało "Prosto z mostu" (1930). Nazywano go "gudłajskim Mickiewiczem". Choroba psychiczna matki Tuwima rozwinęła się właśnie na tle antysemickiej nagonki na syna. Adela Tuwimowa od 1935 roku przebywała w szpitalu w Otwocku, a ze względu na obsesję chorej nie dopuszczano do niej syna. Ostatni raz spotkali się w 1935 roku. W tym samym czasie sam Tuwim zaczął chorować na depresję i stany lękowe. Agorafobia sprawiła, że w pewnym momencie poeta po mieście mógł przemieszczać się tylko taksówkami i w towarzystwie żony. Jeżeli dla wielu Polaków Julian Tuwim zawsze był Żydem, to dla wielu Żydów pozostawał zdrajcą, który wybrał polskość. Tuwim zmagał się ze swoją podwójną tożsamością przez całe życie. Przed II wojną światową opowiadał się za asymilacją Żydów. Był autorem tekstów kabaretowych, w których wyśmiewał "żydłaczenie", innym razem napisał: "Daleki oczywiście od antysemityzmu, zawsze byłem, jestem i będę przeciwnikiem umundurowanych brodaczy i ich hebrajsko-niemieckiego bigosu oraz tradycyjnego kaleczenia mowy polskiej. Najwyższy czas, panowie, obciąć długopołe kaftany i kręcone pejsy, a także nauczyć się szacunku dla języka narodu, wśród którego mieszkacie". Dopiero po dramacie Zagłady Tuwim poczuł solidarność z Żydami. Tekst "My, Żydzi polscy" napisał na emigracji i opublikował w sierpniu 1944 roku w londyńskim miesięczniku "Nowa Polska". Usiłował w nim wyjaśnić Żydom, dlaczego czuje się Polakiem, a Polakom – dlaczego czuje się Żydem. "Jestem Polakiem, bo tak mi się podoba. To moja ściśle prywatna sprawa, z której nikomu nie mam zamiaru zdawać relacji, ani wyjaśniać jej, tłumaczyć, uzasadniać" - pisał. "Gdyby jednak przyszło do uzasadniania swej narodowości, a raczej narodowego poczucia, to jestem Polakiem dla najprostszych, niemal prymitywnych powodów, przeważnie racjonalnych, częściowo irracjonalnych, ale bez +mistycznej+ przyprawy. Być Polakiem - to ani zaszczyt, ani chluba, ani przywilej" - oceniał. Dalej poeta wyjaśnił, dlaczego - mimo że czuje się Polakiem - zatytułował tekst "My, Żydzi polscy". Pisze o "rzece krwi Żydów", jaką wytoczono podczas Zagłady. "I w tym oto nowym Jordanie przyjmuję chrzest nad chrzty: krwawe, gorące, męczennicze braterstwo z Żydami" - podkreślił Tuwim. Po wybuchu II wojny światowej Tuwimowie przez Rumunię, Jugosławię i Włochy przedostali się do Francji, skąd wyjechali najpierw do Rio de Janeiro, potem do Nowego Jorku. Na emigracji powstał nostalgiczny poemat "Kwiaty polskie", nastąpiło też zerwanie Tuwima z dawnymi przyjaciółmi Skamandrytami - Lechoniem i Wierzyńskim. Nie mogli oni zaakceptować, że Tuwim godzi się z perspektywą budowania w Polsce socjalistycznego państwa. W czerwcu 1946 roku Tuwimowie wrócili do kraju, w tym samym roku adoptowali małą żydowską sierotę - Ewę. Komunistyczne władze uznały ściągnięcie poety do kraju za wielki sukces, Tuwim dostał do dyspozycji willę w Aninie, samochód z kierowcą, bywał na balach, benefisach, audiencjach, zgodził się nawet ocenzurować "Kwiaty polskie", które ukazały się w 1949 roku. Wielokrotnie deklarował swoje poparcie dla komunistycznych władz, pisał jednak bardzo mało - przez siedem lat jego życia w PRL powstało tylko 12 nowych wierszy. Tuwim dwa razy był pupilem władzy i dwa razy w życiu wspierał ją piórem. Pierwszy raz w latach 20., kiedy zachwycał się Piłsudskim, drugi raz - w PRL-u. "Z zewnątrz te sytuacje są porównywalne - podobne słowa i podobne zachowania. Ale taka ocena jest niesprawiedliwa. Fascynacja, uwielbienie dla Piłsudskiego były szczere, dość powszechne dla inteligencji polskiej w II RP. Natomiast to, co Tuwim pisał po roku 1946 w Polsce, to klasyczny efekt +cyrografu z diabłem+. Jeszcze w latach 40. tak bardzo ufał komunistom, że interweniując u Bieruta, ocalił życie żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, a więc formacji bardzo sobie obcej ideologicznie. Potem jednak władza zaczęła stawiać Tuwimowi wymagania, znacznie wykraczające poza to, co mógł i chciał jej dać. Zaczęły się problemy. Nie groziło mu chyba aresztowanie, choć obawiał się tego, ale groziła mu marginalizacja. Okazało się, że musi czekać kilka lat na wydanie +Kwiatów polskich+, że +Bal w operze+ nie może się ukazać, a jego wiersze są odsyłane przez redakcje jak nowicjuszowi" - przypomniał Mariusz Urbanek, autor biografii autora "Balu w operze" pt. "Tuwim. Wylękniony bluźnierca" (Iskry, 2013). "Tuwim miał poczucie, że jest niczyj. Dla tak zwanych prawdziwych Polaków, dla prasy prawicowej był Żydem, który świetnie nauczył się pisać po polsku i uzurpował sobie rangę polskiego pisarza. Dla tak zwanych z kolei prawdziwych Żydów był po prostu zdrajcą własnych korzeni. Tuwim sam napisał, że dla niego prawdziwą ojczyzną jest język polski, nie Polska, ale właśnie polszczyzna. Tylko ten język go zresztą nigdy nie zdradził, wszyscy inni zapierali się Tuwima, odmawiali mu prawa i do bycia Polakiem i do bycia Żydem, język nie zdradził go nigdy" - podkreślił Urbanek. Julian Tuwim umarł 27 grudnia 1953 roku w Zakopanem. Pogrzeb na warszawskich Powązkach Wojskowych był uroczysty. Mowę wygłosił premier Cyrankiewicz, pośmiertnie nadano poecie Order Polonia Restituta z Wstęgą. Peerelowscy dygnitarze stawili się tłumnie, podobnie jak zwykli czytelnicy. W kraju żegnano Tuwima jak księcia poezji, na emigracji - jak zdrajcę. "Sławił swoimi strofami Stalina, w plugawym pendant do swoich dawnych wierszy o Piłsudskim" - napisał Marian Hemar w londyńskich "Wiadomościach". "Wylękniony bluźnierca" stał się po latach wbrew swojej woli inspiracją dla zdecydowanie mniej wyrafinowanych "obrazoburców". 1 stycznia 2013 roku, 20 minut po północy, na ścianie obok toalety w łódzkim kinie Charlie odsłonięta została rzeźba pt. "Dupa Tuwima". Wydarzenie to "symbolicznie i nieoficjalnie" zainaugurowało rozpoczęcie ustanowionego przez Sejm Roku Tuwima. "Rzeźba nawiązuje do znanego utworu łódzkiego poety - +Wiersza, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali+" - informował portal lodz.naszemiasto.pl. W kolejnych latach "rzeźba" zmieniała lokalizację, stając się wątpliwą "atrakcją turystyczną" Łodzi - za to na pewno znakiem obecnych czasów. "Umieszczenie rzeźby przedstawiającej jakąkolwiek część ciała ludzkiego, której obnażenie w miejscu publicznym uznawane jest w naszej cywilizacji za gest poniżający lub obraźliwy i ordynarny, i nadanie tej rzeźbie tytułu, w którym zawarte jest nazwisko Juliana Tuwima, jest wynikiem bardzo nieinteligentnej, a może wręcz nieprzyjaznej Julianowi Tuwimowi interpretacji zawartości jego wiersza" - napisała Ewa Tuwim-Woźniak, córka poety, członek zarządu Fundacji im. Juliana Tuwima i Ireny Tuwim, do "Gazety Wyborczej" (2017). Podkreśliła, że "nie bez powodu Julian Tuwim nigdy nie zgodził się na rozpowszechnianie tego wiersza". "Pojawił się on jedynie w okazjonalnym wydaniu w roku 1936, w nakładzie 30 egzemplarzy, przeznaczonych wyłącznie na użytek najbliższego kręgu przyjaciół i znajomych, i został udostępniony szerszym rzeszom czytelników dopiero w pośmiertnym wydaniu dzieł Juliana Tuwima, wbrew jego woli i prośbom żony, aby jego wolę uszanować" - przypomniała. Córka poety zwróciła uwagę na narastającą wulgaryzację jego twórczości. "Dziś widać, że Julian Tuwim miał rację, kiedy się nie zgadzał na publikację tego wiersza wśród innych satyr i obok +Balu w Operze+, gdzie czasem również używa wulgaryzmów, ale zawsze w kontekście, który sam w sobie jest dla czytelnika bardziej poruszający niż one same. Słusznie oceniał, że nie powinien pozwolić, żeby wiersz, w którym on, wirtuoz stylów (zob. utwory z cyklu +Le style c'est l'homme+, w wyżej wspomnianym tomie), zastosował chwyt literacki polegający na skrajnym ograniczeniu swojego bogatego słownictwa do jednego prostackiego wyrażenia po to, żeby podkreślić swoje poczucie bezsilności, dostał się w ręce ludzi wrogich mu, ograniczonych, albo nawet tylko takich, którzy nie znają jego pozostałej twórczości dla dorosłych, bo liczba osób, które ją znają, jest dziś niestety znikoma" - oceniła. "Ci, co jednak mieli szczęście zapoznać się z twórczością Juliana Tuwima dla dorosłych, wiedzą, że nie był poetą, jakim go dziś, pod pozorem szerzenia wiedzy o nim, próbują przedstawić niektórzy reżyserzy teatralni i rzeźbiarze, twórcą zachęcającym do lekceważenia norm społecznych i do ranienia uczuć innych ludzi" - podkreśliła. "Był człowiekiem opiekuńczym, delikatnym i pewnym, i dumnym, że ma do spełnienia ważną misję jako poeta, ale także jako członek społeczeństwa. Utworami, których wydanie autoryzował i na których przetrwanie miał nadzieje, chciał dotrzeć do czytelników z różnych środowisk i przyczynić się do rozwinięcia ich inteligencji i wrażliwości" - przypomniała. "Ci, którzy korzystają z utworów Juliana Tuwima, z całą świadomością ignorując jego marzenia i cele, przyłączają się do szeregu osób, które próbowały go upokorzyć i usunąć poza margines wielkich polskich twórców już za jego życia, w przededniu wojny, w wyniku której spełniły się zresztą w dużej mierze życzenia jego prześladowców" - podsumowała Ewa Tuwim-Woźniak w liście do "Gazety Wyborczej". Przeszło 70 lat po śmierci poety również jego inne wiersze są nadal czytane i kochane. Szczególną popularnością cieszą się utwory Tuwima dla dzieci, głośne czytanie "Lokomotywy" stało się rytuałem akcji organizowanych w ramach kampanii "Cała Polska czyta dzieciom". A "Kwiaty polskie" czekają na Narodowe Czytanie. pap/jr