fot. wikimedia

14 stycznia 1993 roku na Morzu Bałtyckim zatonął prom Jan Heweliusz. Do tragedii doszło nad ranem, w czasie rejsu ze Świnoujścia do Ystad, u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia przy szalejącym wietrze. Zginęło 55 osób, w tym 20 marynarzy i 35 pasażerów.

Tragicznej nocy Jan Heweliusz wyszedł w morze z opóźnieniem ze względu na remont furty rufowej, czyli klapy zamykającej pokład samochodowo-kolejowy. By nadrobić opóźnienie, wybrano trasę krótszą, ale dającą mniej osłony od lądu w razie sztormu. W chwili zatonięcia promu na Bałtyku wiał wiatr o sile 12 stopni w skali Beauforta, fale osiągały wysokość 6 metrów. O godz. 4.35 kapitan przekazał informację, że jednostka ma 30-stopniowy przechył i ogłoszono alarm szalupowy. Po krótkiej wymianie korespondencji z bliźniaczym Kopernikiem, o godzinie 4.37, w eter popłynęło z Heweliusza wołanie o pomoc.

W pierwszych godzinach po zatonięciu promu udało się uratować 9 osób, później nie odnaleziono już nikogo żywego. Większość osób znajdujących się na pokładzie przeżyła katastrofę, część z nich zginęła jednak z powodu wyziębienia, bo woda w Bałtyku miała temperaturę 2 stopni Celsjusza. Liczbę ofiar zwiększyły też błędy służb ratowniczych, na przykład ratownicy nie schodzili do rozbitków, tylko zrzucali im siatkę ratowniczą, po której ci nie mieli siły się wspiąć. Jedna z szalup została podczas akcji przewrócona do góry dnem.

Przyczyny zatonięcia promu badały trzy Izby Morskie: szczecińska, gdyńska i odwoławcza. Po 6 latach zapadło orzeczenie, w którym zawarto sformułowanie, że Jan Heweliusz nie był zdatny do żeglugi. Jednostka sprawiała kłopoty od samego początku. W sumie zanotowano 28 wypadków z jej udziałem. Prom przechylał się na pełnym morzu i dwa razy przewrócił się w porcie z powodu źle zaprojektowanego systemu balastowego. W 1986 roku wybuchł na nim pożar. Spalony pokład zastał zalany betonem, co było nielegalne i jeszcze pogorszyło stateczność Heweliusza.

Odpowiedzialnością za tragedię obarczono jednocześnie: armatora, Polski Rejestr Statków, administrację morską, a także załogę, w tym kapitana promu. Zarzucono mu między innymi wydanie zgody na rejs przy niesprawnej furcie rufowej, a także nieodpowiedni wybór trasy rejsu oraz zbyt późną decyzję o podejściu bliżej lądu, by osłonić jednostkę przed silnym wiatrem. Orzeczenie wzbudziło kontrowersje, zwłaszcza że kapitan i oficerowie, którzy zginęli w katastrofie, nie mogli się bronić. Wdowy po marynarzach złożyły skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W 2005 roku orzekł on, że Polska naruszyła prawo do sprawiedliwego osądzenia okoliczności zatonięcia promu i przyznał skarżącym rodzinom odszkodowania za straty moralne.

Wrak Heweliusza wciąż leży na dnie Bałtyku na głębokości niespełna 30 metrów. Miejsce to jest oznaczone pomarańczowo-czarną boją z miniaturową latarnią morską i anteną radiową.

W prowadzonej w bardzo trudnych warunkach akcji ratunkowej uczestniczyły służby duńskie, niemieckie i polskie - ratownicy pełniący służbę w śmigłowcach ratowniczych marynarki wojennej w Bazie Lotnictwa Morskiego w Darłowie.

W piątek uczestnicy akcji ratunkowej sprzed 31 lat opowiadali w Darłowie o przebiegu akcji ratunkowej.

Zapraszamy do wysłuchania materiału Anny Popławskiej.

IAR/ap/aj

fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora
fot. zdjęcie organizatora

Posłuchaj

materiał Anny Popławskiej