
18 lipca 1948 roku, w wyniku wypadku na akwenie, zginęły 23 harcerki i 2 mieszkanki Gardny Wielkiej. 21 osób było w wieku od 8 do 15 lat. Wszystkie ofiary były uczestniczkami obozu harcerskiego zorganizowanego przez Łódzką Chorągiew ZHP w Gardnie Wielkiej.
Do tragedii doszło podczas wycieczki. Dziewczęta miały przepłynąć Jeziorem Gardno z Gardny Wielkiej do Rowów, aby za mierzeją zobaczyć morze. Do dwóch poniemieckich łodzi, które mogły pomieścić 22 osoby, wsiadło ponad 45 osób, w tym 36 dziewcząt ze 115 Łódzkiej Drużyna Harcerskiej.
Na jeziorze większa łódź, która holowała mniejszą, zaczęła przeciekać. Motorówka nabierała coraz więcej wody i ostatecznie zalała silnik, który przestał pracować. Dziewczęta znalazły się w wodzie a jako, że nie wszystkie umiały pływać, chwytały się rozpaczliwie, wciągając jedna drugą pod wodę. Wybuchła panika. Część dziewcząt szukała ratunku na mniejszej łodzi, która wkrótce znalazła się także pod wodą. Krzyki tonących po pewnym czasie usłyszeli mieszkańcy Gardny Wielkiej, którzy pospieszyli na pomoc. Ciała ofiar wyłowiono.
Dziewczynki, które jeszcze dawały oznaki życia, nie miały szans, bo wtedy nikt nie potrafił skutecznie udzielić pierwszej pomocy. Ułożono je w autobusie i przewieziono do Słupska. Tylko dwie harcerki trafiły do szpitala z niewielkimi obrażeniami i szczęśliwie wróciły do zdrowia.
20 lipca 1948 doniesienia o tragedii na jeziorze zdominowały polską prasę. W strukturach ZHP ogłoszono żałobę, a władze powołały specjalną komisję do zbadania przyczyn katastrofy.
Już w sierpniu 1948 roku, na tydzień przed rozprawą, prasa informowała o ustaleniach śledztwa. Okazało się, że wycieczkę zorganizowano na wydobytej niedawno z dna jeziora starej łodzi, do której wmontowano motorowy silnik. Chociaż remont łodzi był nieukończony, jeden z rybaków zgodził się na przewiezienie 40 osób, kasując po 50 zł od osoby. 18 lipca harcerki czekały na brzegu od 7 rano, wmontowywanie motoru do łodzi szło opornie, pracę ukończono wreszcie około godziny 16.
Do motorówki doczepiono łódź rybacką i ulokowano 45 osób w obu łodziach. Na motorówce zmieściło się 31 osób - 10 w kabinie, 21 poza kabiną, nawet na jej dachu. Do łodzi rybackiej wsiadło 14 osób. Natomiast dopuszczalne obciążenie, według ustalenia biegłego, wynosiło dla motorówki - 15 osób, a dla łodzi rybackiej 7 osób.
Gdy łodzie znajdowały się prawie na środku jeziora, motor przestał działać i motorówka zaczęła nabierać wody. Ostatecznie motorówka wywróciła się i pociągnęła za sobą łódź rybacką. Prawie wszyscy znaleźli się w wodzie pod łodziami.
W wyniku śledztwa zatrzymano trzy osoby: administratora zespołu rybackiego, rybaka i mechanika, który jednak zbiegł z transportu i, jak później się okazało, w Gardnie mieszkał pod fałszywym nazwiskiem. Na ławie oskarżonych zasiadły ostatecznie dwie osoby. Proces sądowy, który rozpoczął się już 30 sierpnia, odbywał się w Słupsku, a zainteresowanie było tak duże, że po raz pierwszy w powojennej historii słupskiego sądownictwa, wejście na salę rozpraw odbywało się na podstawie kart wstępu. Oskarżeni nie przyznali się do winy. A ostatecznie skazani zostali na kary 5 i 2 lat więzienia.
W 2009 roku w Gardnie Wielkiej odsłonięto pomnik, zaprojektowany przez słupskiego architekta Wiktora Janusza, upamiętniający ofiary. Ufundowali go parafianie oraz harcerze-seniorzy z Łodzi, dawni druhowie ofiar.
Jedna z ofiar, 13-letnia Joasia Skwarczyńska, była patronką nieistniejącej już szkoły w Gardnie Wielkiej. Pamięć o tych dramatycznych wydarzeniach trwa do dziś. W Smołdzinie w godzinach przedpołudniowych odbędą się uroczystości upamiętniające tragedię. Stała się ona także inspiracją do powstania sztuki teatralnej Mała Piętnastka - Legendy Pomorskie, którą wystawia Nowy Teatr w Słupsku.
Zapraszamy do wysłuchania historii o tych wydarzeniach.
pg/aś
Posłuchaj
materiał Piotra Głowackiego- 00:00:00 | 00:00:00