fot. IPN
Janek Stawisiński był jednym z dziewięciu górników, którzy zginęli w wyniku pacyfikacji kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 r. Postrzelony w głowę zmarł w szpitalu 25 stycznia 1982 r. Miał 21 lat.

Do końca była przy nim matka, która przyjechała do Katowic, odnalazła syna, zatrudniła się w szpitalu jako salowa. Potem przed sądami, jako oskarżyciel posiłkowy, walczyła o prawdę w sprawie „Wujka”.

16 grudnia 1981 r. milicja i wojsko otoczyły kopalnię „Wujek”. W czasie szturmowania zakładu padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, trzej inni zmarli później wskutek odniesionych ran. W wyniku pacyfikacji kopalni życie stracili: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Joachim Gnida, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński, Zbigniew Wilk i Zenon Zając. Ponad 20 górników zostało rannych.

Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO za strzelanie do górników na kary od 3,5 do 6 lat więzienia, zapadł dopiero po blisko 15 latach rozpatrywania tej sprawy, w czerwcu 2008 r. Później orzeczenie to ostatecznie utrzymał Sąd Najwyższy.

Jan Stawisiński w Koszalinie był ratownikiem. Do pracy na Śląsk przyjechał w 1978 za namową kolegi. W tym samym roku zatrudnił się jako górnik w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek”. Był bezpartyjny i należał do NSZZ "Solidarność". W grudniu 1981 r. brał udział w strajku. W trakcie pacyfikacji kopalni przez oddziały ZOMO, 16 grudnia 1981 r. doznał rany postrzałowej głowy. Ranny najpierw został zawieziony do szpitala w Szopienicach. Potem przewieziono go do szpitala w Ochojcu, gdzie zmarł 25 stycznia 1982 r., nie odzyskując przytomności. Został pochowany 29 stycznia w Koszalinie. W pogrzebie uczestniczyło około 170 osób.

PAP/aś

Czytaj więcej