fot. Polskie Radio Koszalin
- Wsparcie, ciepło, to ile zebraliśmy pieniędzy na fundację, wynagrodziło mi wszystko - powiedział Bartłomiej Kubkowski, pływak z Koszalina, o wyczynie którego mówiły wszystkie polskie media. Gościliśmy go w naszej audycji „Na Dobry Dzień”.

Bartłomiej Kubkowski do Bałtyku wszedł na plaży w Kołobrzegu, stawiając sobie za cel dopłynięcie do brzegu Szwecji i pokonanie wpław 170 km. To byłby rekord Guinnessa. Ale pływakowi chodziło o coś więcej. I choć do Szwecji nie dopłynął, dla wielu jest bohaterem.

- Najważniejsze, że można komuś pomóc - mówił pływak, który jest także wolontariuszem Fundacji „Cancer Fighters”, wspierającej dzieci z chorobami onkologicznymi. - Przez rok prowadziliśmy zbiórkę. Pomyślałem, że fajnie byłoby, gdyby udało się, dzięki jej nagłośnieniu, chociaż 5 tysięcy złotych zebrać. Gdy po 28 godzinach w wodzie dostałem wiadomość, że jest już 39 tysięcy, to dostałem takiego „kopa”. Poczułem, że cel został zrealizowany - opowiadał.

Dlaczego, po pokonaniu 110 km, musiał zrezygnować? - To były prądy morskie, tak silne, że choć byłem tego nieświadomy, przez cztery godziny stałem w miejscu. Gdy usłyszałem o tym od kapitana towarzyszącego mi statku, nie mogłem uwierzyć, że cztery godziny mojej pracy poszły na marne - wspominał pływak. Po szybkim przeliczeniu godzin, które musiałby jeszcze spędzić w wodzie, okazało się, że dotarcie do brzegu Szwecji jest niemożliwe. - Ale wiem, że ta trasa jest do przepłynięcia i nie odpuszczę. Pod uwagę trzeba brać bardzo wiele elementów i pamiętać, że Bałtyk jest nieobliczalny i musi mi dać zielone światło - stwierdził.

Bartłomiej Kubkowski od ośmiu miesięcy jest mieszkańcem Koszalina. - I już jestem zżyty z tym miastem, choć wciąż je poznaję. Dobrze mi się mieszka i myślę, że na długo tutaj zostanę - powiedział.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy

jr/aa/zas

Posłuchaj

rozmowa z Bartłomiejem Kubkowskim