
fot. PAP/Jerzy Muszyński
30-letni Miłosz S., oskarżony organizator koszalińskiego escape roomu „To Nie Pokój”, w którym zginęło pięć 15-latek, kontynuuje w środę wyjaśnienia przed Sądem Okręgowym w Koszalinie. Powiedział, że nie jest pewien, czy pracownik pokoju zagadek Radosław D. znał i przestrzegał regulaminu obiektu.
Miłosz S., kontynuując wyjaśnienia, mówił o kontaktowaniu się mistrza gry z uczestnikami przez krótkofalówkę: - Nie jestem pewien, czy Radosław D. (pracownik escape roomu, jeden z czworga oskarżonych) przeszkolił dziewczynki z użycia krótkofalówek. Jedna znajdowała się w pokoju gier, reszta była w szufladzie. Osoba prowadząca grę nie powinna się rozstawać z radiotelefonem ani przez chwilę. Żaden z radiotelefonów w szufladzie nie był na kanale drugim jak ten w pokoju Mrok.
Zaznaczył, że nie było odstępstw od tego przeszkolenia dla osób odwiedzających escape room, nawet dla tych, które już były w przeszłości w pokoju zagadek: - Nurtuje mnie pytanie, czy krótkofalówka w pokoju Mrok była tą, którą Radosław D. dał dziewczynkom, czy pozostała ona po poprzedniej rozgrywce? Czy może nie dostały one żadnej krótkofalówki?
Jak powiedział Miłosz S., zasady koszalińskiego escape roomu zakładały, że główne informacje z regulaminu były przekazywane uczestnikom przez mistrza gry przed jej rozpoczęciem, mimo dostępności regulaminu w formie papierowej na miejscu, uczestnicy dostawali go do ręki lub na stronie internetowej. - Nikogo nie zmuszaliśmy do brania udziału w grze, nie mieliśmy informacji, że uczestnicy nie znają regulaminu gry - mówił.
Dodał, że w jego pokoju zagadek byli strażacy, policjanci, nauczyciele, księża: - Nigdy nikt nie zgłaszał niczego niepokojącego, że czuje zagrożenie podczas zabawy lub ma jakiegokolwiek obawy. Jedyne obawy dotyczyły tylko tego, czy podołają grze i uda im się rozwiązać zagadkę. Zadbałem o jednolity regulamin, zasady, o porządny filar działalności, zatrudniłem inteligentnego, sprawnego mężczyznę, pracującego wcześniej jako żołnierz.
Miał tu na myśli Radosława D. Dodał, że jego atutem były także prawo jazdy i uprawnienia do wymiany butli gazowych: - W dniu zdarzenia kontaktował się ze mną w sprawie kuponów rabatowych, czy można je wykorzystać kilka na raz. To mnie zdziwiło, bo w regulaminie było napisane, że kupony i rabaty się nie sumują. To może świadczyć o tym, że nie znał dobrze regulaminu i nie przestrzegał obowiązujących zasad.
Dodał, że to w obowiązkach pracownika było przygotowanie lokalu do przyjęcia grupy graczy. Polegało to, jak podał Miłosz S., m.in. na przygotowaniu pokoju do gry, nagrzaniu pomieszczeń, wymianie uszkodzonych elementów, przekazaniu regulaminu i instrukcji uczestnikom, nadzorze nad prawidłowym przebiegiem gry, zapewnieniem bezpiecznego udziału w grze uczestnikom, zbieraniu informacji zwrotnej w formie ankiety i wprowadzanie jej do systemu elektronicznego. - W chwili, gdy grupa rozpoczynała grę, pracownik powinien być w pomieszczeniu z monitoringiem, to pomieszczenie sąsiadowało przez ścianę z pokojem Mrok. Było może dwa metry od pokoi - dodał Miłosz S.
W pomieszczeniu centralnym był rejestrator kamer, który na bieżąco pokazywał, co się dzieje w pokojach, mógł powiększyć obraz lub przełączyć na obraz, w którym znajdowali się obecnie gracze. - Pomieszczenie Mrok, jak i to drugie za kominkiem, były wyposażone w kamery i wszystko było widoczne - mówił Miłosz S.
Przyznał też, że tego pracownikowi escape roomu nie zostały powierzone żadne dodatkowe zadania: - Jedynym obowiązkiem było poprawne zabezpieczenie gry według ustalonego regulaminu i zasad. Wszystkie moje decyzje i elementy, o które zadbałem zabezpieczały bezpieczeństwo gry. To nie zostało dobrze wykonane, mimo jak mi się wydawało dobrze wybranych wykonawców.
Dodał, że dziewczynki zostały dopuszczone do gry bez opiekuna dorosłego, nie miały kontaktu z osobą zabezpieczającą za pomocą krótkofalówki: - Był używany piecyk gazowy, ustawiony prawdopodobnie w złym miejscu, który nie powinien być w ogóle włączony. Zostały pozostawione bez opieki dziewczynki. Osoba dozorująca oddaliła się od monitoringu oraz pozostawiła lokal i graczy bez opieki.
Po chwili przerwał, bo sam zaczął płakać na sali rozpraw. Wcześniej zaznaczył, że gry były przystosowane dla osób nieletnich i dzieci: - W większości opiekun uczestniczył w grze, a jak nie chciał to na pociechy czekał w poczekalni. Nie przypominam sobie sytuacji, by grupy dzieci nie przyprowadził rodzic. Wśród grupy młodzieży zawsze była osoba dorosła. To było w regulaminie.
We wtorek Miłosz S. nie przyznał się do winy i poprosił sąd o sprawiedliwą ocenę jego działań. Złożył także oświadczenie i opowiedział o swoich doświadczeniach związanych z tworzeniem „pokojów zagadek”.
Do tragicznego pożaru w escape roomie „To Nie Pokój” w Koszalinie doszło 4 stycznia 2019 roku. Zginęło w nim pięć 15-letnich dziewcząt. Według ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli zasilających piecyki w budynku. Pracownik escape roomu nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Jedyne okno w pomieszczeniu od wewnątrz było zabite deskami, od zewnątrz było okratowane. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia 2019 roku. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.
Śledztwo w tej sprawie zostało zamknięte 1 kwietnia, a 30 kwietnia do Sądu Okręgowego w Koszalinie skierowano akt oskarżenia przeciwko czterem osobom. Oskarżenie obejmuje organizatora escape roomu, jego babcię i matkę, które pomagały w jego prowadzeniu placówki oraz pracownika pokoju zagadek. Te cztery osoby mają zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt. Grozi im do 8 lat pozbawienia wolności.
Po tragedii w koszalińskim escape roomie, przeprowadzono kontrole w pokojach zagadek w całym kraju. Działania strażaków wykazały, że 80 proc. tego typu obiektów nie spełniało wymogów bezpieczeństwa pożarowego. Z powodu zagrożenia strażacy nakazali zamknąć 79 lokali. Po wydarzeniach z 2019 roku branża escape roomów w Polsce praktycznie upadła.
PAP/rz
