
fot. prk24.pl
Prokuratura uznała, że ma komplet materiału dowodowego. W ciągu dwóch tygodni ma sporządzić akt oskarżenia.
Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie powiedział Polskiemu Radiu Koszalin, że na ostatnim etapie postępowania strony zapoznały się z opinią biegłych na temat działania służb medycznych, nie wniosły uwag i wniosków: - Według biegłych, służby działały właściwie.
W sprawie podejrzane są cztery osoby. To organizator escape roomu Miłosz M., jego matka Beata W., która współprowadziła pokój zagadek, babcia mężczyzny Małgorzata W., która zarejestrowała działalność i pracownik Radosław D.
Wszyscy mają zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci dziewcząt. Miłosz S. i Radosław D. byli tymczasowo aresztowani. Podejrzanym grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Do tragicznego pożaru w escape roomie „To Nie Pokój” przy ulicy Piłsudskiego doszło 4 stycznia 2019 roku po godzinie 17.00. Według ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był gaz ulatniający się z butli zasilających piecyki w budynku. Ogień miał uniemożliwić pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Jedyne okno w pomieszczeniu od wewnątrz było zabite deskami, a od zewnątrz - okratowane. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla.
Julia, Amelia, Małgorzata, Karolina i Wiktoria zostały pochowane obok siebie na koszalińskim cmentarzu.
ak/red.

Czytaj więcej
Dziewczynki zginęły w wyniku zatrucia czadem. Pracownik escape roomu próbował je ratować
Koszalinianie pożegnali pięć dziewczynek, które zginęły w pożarze escape roomu
Dobiega końca śledztwo w sprawie tragicznego pożaru escape roomu w Koszalinie
Tragedia w escape roomie. Relacja z akcji ratunkowej i późniejszej żałoby w Koszalinie