fot. pixabay.com
Model biznesowy wielkich platform opiera się na inwigilacji użytkowników, negatywnie wpływa na zdrowie psychiczne i debatę publiczną - oceniają w rozmowie z PAP eksperci. Ich zdaniem wprowadzenie podatku cyfrowego byłoby dobrym pomysłem.

W ubiegłym tygodniu wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski ogłosił, że resort analizuje stworzenie modelu finansowania inwestycji w infrastrukturę cyfrową oraz rozwój kompetencji cyberbezpieczeństwa, którego jednym z elementów jest wprowadzenie podatku cyfrowego.

Wskazał, że Ministerstwo Cyfryzacji przedstawi konkretną koncepcję za kilka miesięcy. Do sprawy odniósł się premier Donald Tusk, który przekazał, że "może nałożymy nowe podatki na big techy, a może nie nałożymy". Dodał, że "na razie" w rządzie nie ma prac w tej sprawie. - Zgodnie z panującą dzisiaj modą, mogę powiedzieć, że zobaczymy - skwitował szef rządu.

Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii wskazał w rozmowie z PAP, że big techy w większości nie płacą podatków w Polsce. Jak mówił, część z nich rejestruje swoją europejską działalność w rajach podatkowych, np. w Irlandii. Tak zrobiła Meta, dawny Twitter, a obecnie X, Apple czy TikTok - dodał. - Jeżeli w Polsce kupujemy od nich usługi np. reklamowe, to dostajemy fakturę od spółki zarejestrowanej w Irlandii - zaznaczył.

- W związku z tym, że główna działalność big techów jest w internecie i w wielu przypadkach nie płacą w naszym kraju podatków, są w stanie przesuwać pieniądze do swojej centrali, do swoich akcjonariuszy, i wydawać je np. na świetne pensje pracowników, ale w Ameryce - ocenił.

Wskazał, że część gigantów technologicznych ma zarejestrowane w Polsce spółki-córki, jednak firmy te "płacą tu bardzo niskie podatki", rzędu milionów złotych, co jest "śmieszną kwotą" w porównaniu do ich przychodów. - To jest raczej listek figowy, ułamek procenta w porównaniu do tego, ile zarabiają na polskim terytorium - mówił Oleszczuk-Zygmuntowski.

Prezeska i współzałożycielka Fundacji Panoptykon Katarzyna Szymielewicz przyznała w rozmowie z PAP, że zgadza się z potrzebą zmian, które sygnalizuje Ministerstwo Cyfryzacji. - Rząd nie powinien dłużej tolerować sytuacji, w której wielkie firmy technologiczne czerpią gigantyczne, a zarazem niepodatkowane zyski z modelu biznesowego, który jest społecznie szkodliwy, bo eksploatuje dane osobowe i uwagę ludzi, naruszając ich prawa podstawowe - oceniła.

Według niej big techy zbierają ogromne ilości danych o zachowaniu użytkowników w sieci, mimo że nigdy dobrowolnie i świadomie nie zgodzili się na to. - Dzięki takiemu inwazyjnemu profilowaniu odkrywają nasze dane wrażliwe i różne podatności, np. stan zdrowia, poglądy polityczne, orientację seksualną czy sytuację rodzinną. Następnie wykorzystują tę wiedzę, by dopasować reklamy i rekomendowane treści do wrażliwości konkretnej osoby i w ten sposób eksploatować jej uwagę: na długie godziny przykuwać do ekranu, prowokować scrollowanie i klikanie w treści, które są najbardziej angażujące - mówiła prezeska Panoptykonu.

Wskazała, iż jest wiele badań z Polski i zagranicy pokazujących, że takie kompulsywne korzystanie z mediów społecznościowych ma negatywny wpływ nie tylko na zdrowie psychiczne użytkowników, ponieważ nasila lęki, stany depresyjne i uzależnienia cyfrowe, ale też na debatę publiczną.

- Dzieje się tak dlatego, że algorytmy platform społecznościowych faworyzują treści najbardziej angażujące, a więc pochodzące od super-influencerów w rodzaju Donalda Trumpa i od kont stawiających na sensację, clickbait czy wręcz świadome pogrywanie dezinformacją - wskazała. Według niej mechanizm ten - dyskryminuje" treści jakościowe, wyważone, pochodzące z wiarygodnych mediów. Jego efektem ubocznym jest rosnąca polaryzacja społeczeństwa i "niepokojąca" popularność teorii spiskowych - dodała. - To sytuacja idealna dla populistów i wrogich nam mocarstw, które korzystają na podsycaniu wewnętrznych konfliktów. I bardzo niebezpieczna dla demokracji - oceniła Szymielewicz.

Podobnego zdania jest Oleszczuk-Zygmuntowski, który w 2020 roku, jako ówczesny prezes Fundacji Instrat, współtworzył jedyną opublikowaną do tej pory w Polsce propozycję podatku cyfrowego. Jak wskazał, opiera się ona na opodatkowaniu profilowanych reklam, które "bazują na inwigilacji użytkowników, na zbieraniu nielegalnie danych o nas".

- Platformy społecznościowe uzależniają też dzieci, prowadzą do prób samobójczych, do wzrostu depresji w społeczeństwie. Toksyczność tego modelu biznesowego jest wśród naukowców niepodważalna, więc uważam, że wskazane jest w niego uderzyć, właśnie przez podatek cyfrowy - ocenił Oleszczuk-Zygmuntowski. Przypomniał, że na podstawie propozycji Fundacji Instrat, klub Lewicy przygotował ustawę o podatku cyfrowym i złożył ją w Sejmie w 2020 r. - Ówczesny marszałek z Prawa i Sprawiedliwości ją jednak zamroził i nigdy nie została poddana dyskusji - dodał.

Ekspert zwrócił uwagę, że w 2022 roku Rada Unii Europejskiej uchwaliła akt o usługach cyfrowych (DSA), który "zmusił" platformy do ujawniania danych o tym, jakie operacje prowadzą w Europie. - To na przykład pokazało nam, jak ogromne są platformy z branży pornograficznej. One też płaciłyby podatek cyfrowy, podobnie jak chińskie platformy sprzedażowe, takie jak Aliexpress, Shein czy Temu - zauważył Oleszczuk-Zygmuntowski.

Według Katarzyny Szymielewicz przychody z podatku państwo mogłoby zainwestować w budowę suwerennej infrastruktury technologicznej, m.in. usług chmurowych, protokołów komunikacyjnych i algorytmów sztucznej inteligencji, które "dają władzę nad informacją".

Jak wskazała, wcześniej dyskusja o suwerenności cyfrowej przetoczyła się w kontekście TikToka i ryzyk związanych z chińską polityką. - Teraz widzimy, że takie same albo nawet większe ryzyka generuje zależność od firm amerykańskich, które nie zachowują się już jak neutralny dostawca komercyjnej usługi, tylko jak zbrojne ramie administracji USA - oceniła. Według niej powinien to być sygnał alarmowy dla Unii Europejskiej i dla polskiego rządu.

- Jeżeli nie chcemy utknąć w relacji kolonialnej zależności, musimy sięgnąć po mocniejsze karty. Opodatkowanie sektora cyfrowego jest jedną z nich - wskazała. Dodała, że według niej wprowadzenie podatku cyfrowego 10 lat temu, kiedy relacje transatlantyckie "nie były tak napięte", - pewnością byłoby łatwiejsze", jednak ani rząd PO, ani PiS tego nie zrobiły. Przespaliśmy lepsze czasy i mimo że obecny moment nie jest idealny, więcej mamy do stracenia, oddając to pole - oceniła.

Podatki cyfrowe obowiązują m.in. w Wielkiej Brytanii (w wysokości 2 proc.), we Francji, Włoszech i Hiszpanii (3 proc.), w Austrii (5 proc.), na Węgrzech i w Turcji (7,5 proc.), w Japonii (10 proc.) czy Kanadzie (3 proc.). Nie wprowadziły go m.in.: Finlandia, Szwecja, Niemcy, Irlandia, Holandia, USA i Chiny.

PAP