Każdy samorządowiec powinien przejść kurs z zarządzania kryzysowego i jest plan, by takie kursy były - podkreślał w środę wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Zaznaczył, że zagrożone państwo broni się nie tylko siłą armii, ale również samorządów, instytucji i całej wspólnoty narodowej.
Kosiniak-Kamysz wziął w środę w Krakowie udział w I Ogólnopolskim Kongresie „System Obrony Rzeczypospolitej. Bezpieczna Polska i Obywatele”. Kongres zorganizowały: Federacja Regionalnych Związków Gmin i Powiatów, Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Małopolskie, Prezydent Krakowa, Województwo Małopolskie. Uczestniczy w nim ok. 2 tys. osób, w tym przedstawiciele rządu, samorządów i wojska, odbywa się pod patronatem szefa MON.
Nawiązując do organizatorów kongresu oraz do ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej, nad którą kończą się prace w parlamencie, Kosiniak-Kamysz podkreślił, że zarządzanie kryzysowe nie może być na ostatnim miejscu w urzędzie gminy czy starostwie powiatowym.
Według szefa MON, każdy samorządowiec powinien przejść przynajmniej tygodniowy kurs zarządzania kryzysowego i organizację takich szkoleń resort obrony zapowiada.
- Jeśli państwo jest zaatakowane, to nie broni się tylko siłą swojego wojska, nawet nie siłą wojsk sojuszniczych. Broni się wszystkimi instytucjami państwowymi, społecznymi, samorządowymi, broni się całą swoją wspólnotą narodową i społeczną. Tylko wtedy obrona jest skuteczna. Nie ma obrony skutecznej przy użyciu tylko sił zbrojnych - podkreślił Kosiniak-Kamysz.
Nawiązując do decyzji poprzedniego rządu szef MON powiedział, że choć można mieć wątpliwości czy wszystkie podpisane kontrakty wojskowe zmierzają w dobrym kierunku, to siły zbrojne nigdy nie zostaną zmodernizowane, jeśli każda kolejna ekipa rządowa będzie odwracać kierunki przyjęte przez poprzedników.
Zaznaczył, że politykowi nie jest łatwo zadeklarować, że będzie kontynuował działania swoich poprzedników i dużo prościej jest powiedzieć, że będzie wszystko zmieniał. - Tylko gdzie byśmy dzisiaj byli? Bylibyśmy tam, gdzie znaleźliśmy się ze śmigłowcami wielozadaniowymi. Zaraz po przejęciu władzy poprzedni rząd zerwał te kontrakty, pomimo że kończył negocjacje offsetowe. To był wielki błąd. Powódź to bardzo dobitnie pokazała, jak brakuje tych śmigłowców w polskiej armii - podkreślił minister obrony.
Zapewnił, że wyciągnął z tamtej sytuacji lekcję, by „kontynuować to, co możliwe, naprawiać to, co potrzebne”. Kosiniak-Kamysz dodał, że ta zasada „politycznie nie jest łatwa, ale jest skuteczna dla bezpieczeństwa państwa”. Zastrzegł sobie jednak prawo do modyfikacji programów zbrojeniowych na podstawie doświadczeń z wojny w Ukrainie.
Nawiązując m.in. do zatwierdzenia w środę przez Parlament Europejski nowego składu Komisji Europejskiej Kosiniak-Kamysz stwierdził, że zasadniczą rzeczą, którą musi zrobić UE jest zmiana podejścia do polityki zbrojeniowej i przemysłu zbrojeniowego.
Według niego, nowa Komisja Europejska musi wyasygnować odpowiednie środki na obronność. Zadał pytanie, dlaczego UE nie stać na przeciwdziałanie wojnie, jeżeli stać ją było na środki na odbudowę po pandemii COVID-19?
- 1,5 mld euro na przemysł zbrojeniowy to jest nic; to jest wstyd dla UE. Jeżeli było nas stać - jako Europę - by zadłużyć się i wyemitować wspólny dług po Covidzie, to dlaczego Unia nie jest w stanie dzisiaj podjąć odważnej decyzji, nawet zadłużenia się, na rzecz uniknięcia wojny? – pytał Kosiniak-Kamysz.
Według niego nie wystarczy powołać komisarza ds. obrony, ale „trzeba mu dać środki, żeby mógł tę obronę realizować" i „te pieniądze muszą być na wspólne zakupy, wspólne działanie, na mobilność wojsk w Europie, na współodpowiedzialność za wschodnią flankę” .
Minister obrony stwierdził, że dzisiaj nie ma współodpowiedzialności a sytuacja wygląda tak, że Polska „odpowiada za bezpieczeństwo naszej granicy - budujemy Tarczę Wschód”, kraje bałtyckie budują Bałtycką Linię Obrony, Finlandia się fortyfikuje.
Kosiniak-Kamysz zaznaczył, że wynik wyborów prezydenckich w USA, w których zwyciężył Donald Trump zmieni sytuację NATO, ale podkreślił, że nie jest pesymistą. - Nie dołączę do tych, którzy mówią, że kończy się wolny świat i że USA opuszczą Europę i nie będą tu już oddziaływać. Moim zdaniem Sany Zjednoczone tego po prostu nie mogą zrobić, z jednego prostego powodu: mają ambicję być imperium ogólnoświatowym. Brak oddziaływania w Europie jest utratą tego miana – dodał.
Zaznaczył, że bez USA nie ma NATO, ale i nie ma potęgi Stanów Zjednoczonych bez ich udziału w Sojuszu Północnoatlantyckim. - Czy to oznacza, że wszystko zostanie po staremu, że Europa już zrobiła wszystko? Nie, Europa robi stanowczo za mało - powiedział szef MON. Dodał, że warunkiem koniecznym dla negocjacji sojuszników z przyszłą administracją amerykańską będzie spełnianie wymogu wydawania 2 proc. swojego PKB na obronność.
PAP/zn