fot. PAP/EPA/JEFFREY PHELPS/BIZUAYEHU TESFAYE/ed.prk24

Pensylwania, Karolina Północna i Georgia mają minimalnie większą liczbę elektorów niż inne stany wahające, dlatego nawet pojedyncze głosy wyborców mogą zadecydować, kto wygra wybory – powiedział PAP politolog Bartłomiej E. Nowak. Wybory w USA to dziś „wielka loteria” – dodał.

Nowak, wykładowca Uczelni Vistula i ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, zwrócił uwagę, że w stanach tych sondaże przedwyborcze pokazują bardzo wyrównane poparcie dla kandydata Republikanów Donalda Trumpa i kandydatki Demokratów Kamali Harris. - Jeśli Harris wygra w dwóch stanach z trzech wyżej wymienionych i do tego dołoży jeszcze jakiś inny trzeci (stan) z tych wahających się, to jest szansa, że uzyska minimum czyli 270 głosów elektorskich – ocenił.

W opinii politologa nie należy spodziewać się ogłoszenia wyników wyborów 5 listopada, bo licznie głosów może trwać dłużej, a cały proces, włącznie z pozwami sądowymi, kolejne tygodnie. - To będzie czas dużej niepewności. Jeśli wybory przegra Donald Trump, który już zapowiada, że nie wycofa się tak łatwo z polityki, to w najgorszym scenariuszu obawiam się nawet fali przemocy w USA i jeszcze większej polaryzacji wśród Amerykanów – przewiduje rozmówca PAP.

- Jeszcze jakiś czas temu wydawało się zupełną abstrakcją, że człowiek, który jest skazany przez sąd i ma kilka spraw karnych, który kwestionował uczciwość amerykańskiej demokracji doprowadzając do ataku na Kapitol, będzie miał szansę na powrót do polityki. A tymczasem utrzymał on poparcie wyborców i Partii Republikańskiej – powiedział ekspert. Jego zdaniem to symbol „gnicia demokracji amerykańskiej, o czym wiele lat temu mówił (amerykański naukowiec – PAP) Francis Fukuyama, ale też cała rzesza innych politologów”.

Pytany o kondycję amerykańskiej demokracji Nowak opisał ją jako „demokrację podziałów, gdzie coraz mniej jest konsensusu, gdzie obie strony niemal się nienawidzą i używają coraz bardziej zdecydowanych słów, aby to wyrazić”. Jak zastrzegł, te negatywne zmiany systemie politycznym w USA „mają wpływ na Europę, dając wiatr w żagle populizmowi”.

W ocenie Nowaka zarówno Demokraci jak i Republikanie „na finiszu kampanii wyborczej skupiają się na mikrotargetowaniu poszczególnych grup wyborczych, starając się trafić z przekazem do bardzo konkretnych głosujących, którzy mogą zadecydować o wyniku całych wyborów”.

Przypomniał, że podczas debaty wyborczej Harris zwróciła się m.in. do Polonii. - Kandydatka Demokratów ma poparcie wśród mniejszości, w tym Afroamerykanów i Latynoamerykanów, choć mniejsze niż mogłaby oczekiwać. To tu znajdują się potencjalne rezerwy wśród jej wyborców. Harris oczywiście wygrywa wśród kobiet, ale ta przewaga nie jest tak duża, jak przewaga poparcia dla Trumpa wśród mężczyzn – stwierdził ekspert.

Według Nowaka frekwencja w tegorocznych wyborach będzie bardzo wysoka, podobnie jak cztery lata temu, kiedy to Joe Biden zdobył najwyższy historyczny wynik. - Dla demokracji wysoka frekwencja to teoretycznie dobry wskaźnik, ale przy takiej polaryzacji i nakręconych negatywnych emocjach powraca pytanie, co się stanie po zakończeniu głosowania. Wszyscy boją się, że może dojść do kontestowania wyników wyborów, jeśli któryś z kandydatów wygra niewielką liczbą głosów. Od tego bardzo już blisko do zamieszek i kolejnej poważnej destabilizacji w USA. A to będzie dobrą wiadomością zarówno dla Putina, jak i (przywódcy Chin) Xi Jinpinga – dodał.

PAP/zn