W ciągu ostatnich 50 lat średnia liczebność monitorowanych populacji dzikich gatunków zmniejszyła się o 73 proc. - wskazują autorzy 15. edycji raportu WWF Living Planet. Zostało nam więc już tylko 27 proc. „żyjącej planety”.
Mamy pięć lat na ratunek dla przyrody i ludzi, ostrzegają twórcy publikacji. Gdy przekroczymy punkty krytyczne, człowiek stanie się kolejnym zagrożonym gatunkiem - przekonują.
W rozmowie z PAP doradca Fundacji WWF Polska ds. różnorodności biologicznej Dariusz Gatkowski wyjaśnił, że wykorzystywany w raporcie Wskaźnik Żyjącej Planety (Living Planet Index - LPI) jest wyliczany przez Londyńskie Towarzystwo Zoologiczne (Zoological Society of London) na podstawie danych dotyczących globalnych trendów zmian w liczebności populacji różnych gatunków dzikich kręgowców - ssaków, ptaków, gadów, płazów i ryb.
- Dane uwzględnione w najnowszym raporcie dotyczą prawie 35 tys. populacji dla ponad 5 tys. gatunków. Jest to ogromna baza danych. Wskaźnik LPI dobrze pokazuje, jaki jest ogólny stan różnorodności biologicznej, w tym ekosystemów, oraz jak gatunki reagują na presję związaną z utratą różnorodności biologicznej i zmianą klimatu - powiedział ekspert.
Okazuje się, że w ciągu ostatnich 50 lat (1970-2020) nastąpił drastyczny spadek bioróżnorodności - średnia liczebność monitorowanych populacji dzikich gatunków zmniejszyła się o 73 proc. Największego spadku bioróżnorodności, wynoszącego 85 proc., doświadczyły populacje ekosystemów słodkowodnych; populacje gatunków lądowych zmniejszyły się o 69 proc., a morskie o 56 proc.
Autorzy raportu wskazują, że obecnie zagrożone są już całe ekosystemy, a w konsekwencji również życie człowieka na Ziemi. Degradacja przyrody w połączeniu ze zmianą klimatu zwiększa prawdopodobieństwo przekroczenia lokalnych i regionalnych punktów krytycznych. Jednym z nich jest degradacja puszczy amazońskiej. Stanowi ona aż 10 proc. różnorodności biologicznej naszej planety, magazynuje od 250 do 300 mld ton węgla (tyle co 15-20 lat globalnych emisji gazów cieplarnianych pochodzących z działalności człowieka) i jest domem dla 47 mln ludzi.
Zdaniem autorów raportu, jeśli w wyniku wylesiania oraz zmiany klimatu warunki środowiskowe dużej części Amazonii staną się nieodpowiednie dla lasu tropikalnego, dokona się nieodwracalna zmiana. Puszcza amazońska z pochłaniacza węgla stanie się źródłem emisji ze względu na pożary i obumieranie roślin. Do atmosfery zostanie uwolnione nawet 75 mld ton węgla, co znacząco przyspieszy globalne ocieplenie.
Będzie to miało skutki również w Polsce - w postaci częstszych i gwałtowniejszych ekstremalnych zjawisk pogodowych, jak susze, powodzie i fale upałów, przekonują twórcy publikacji. Zagrożone mogą być globalne dostawy żywności.
Stan przyrody w Polsce również jest alarmujący - w dobrej kondycji jest jedynie 20 proc. siedlisk przyrodniczych i około 38 proc. gatunków chronionych w naszym kraju.
- Różnorodność biologiczna, czyli bogactwo form życia występujących na Ziemi, jest niezbędna człowiekowi. Nasz rozwój społeczny i gospodarczy bazuje na przyrodzie i jej zasobach. Zależą od niej dostawy czystej wody czy produkcja żywności, leków, a nawet ubrań. Około 80 proc. gatunków roślin uprawnych jest zależna mniej lub bardziej od zapylania przez owady. Światowe Forum Ekonomiczne szacuje, że około połowa światowego produktu krajowego brutto jest zależna w sposób wysoki lub umiarkowany od zasobów przyrodniczych - wymieniał Gatkowski.
Dodał, że aby gleby były żyzne, potrzebują węgla organicznego, czyli próchnicy, która powstaje dzięki różnorodności mikroorganizmów w glebie. Ponadto, im więcej w glebie jest próchnicy, tym więcej może ona magazynować wody, co zmniejsza ryzyko powstawania suszy. Podobnie działa system korzeniowy drzew. - Gdy bioróżnorodność będzie spadać, trudniej będzie nam produkować żywność, będziemy też bardziej narażeni na skutki zmiany klimatu. Przykładem mogą być powodzie, które wystąpiły w różnych rejonach Polski we wrześniu, ale też obserwowaliśmy powodzie błyskawiczne wiosną i latem w miastach. Im bardziej zdegradowane zasoby przyrody, tym bardziej będą dotkliwe skutki ekstremalnych zjawisk pogodowych - ocenił Gatkowski.
Autorzy raportu zwracają uwagę, że dla naszej przyszłości kluczowe będzie najbliższe pięć lat. Jeśli szybko nie wdrożymy konkretnych rozwiązań, przekroczymy punkty krytyczne i utrata bioróżnorodności oraz degradacja środowiska mogą postępować w niekontrolowanym tempie. Dojdzie do efektu domina, a zmiany staną się niemożliwe do odwrócenia. Nastąpi destabilizacja społeczeństw na całym świecie.
Dlatego w raporcie WWF zaproponowany został plan ratunkowy, który uwzględnia transformację czterech systemów: ochrony przyrody, żywnościowego, energetycznego i finansowego.
Jak wyjaśnił Gatkowski, konieczna jest inwestycja w zasoby przyrodnicze, w ich odbudowę. Zgodnie z międzynarodowymi zobowiązaniami, na świecie do 2030 r. powinniśmy zwiększyć obszary chronione do 30 proc. powierzchni lądowej i morskiej planety, a także odbudować 30 proc. zdegradowanych ekosystemów.
- Dotyczy to również Polski. Jedna trzecia z tych 30 proc., czyli 10 proc. lądów i morza, powinna być pod ścisłą ochroną. Apelujemy, aby w Polsce jak najszybciej powiększać obszary parków narodowych lub tworzyć nowe, abyśmy do 2030 r. osiągnęli średnią europejską” - tłumaczył ekspert WWF. Przypomniał, że w Europie ilość obszarów będących parkami narodowymi wynosi 3,4 proc., a w Polsce 1,1 proc. terytorium kraju, czyli trzy razy mniej.
W petycji, jaką Fundacja WWF Polska złożyła do Premiera RP w nawiązaniu do wyników Living Planet Report, eksperci apelują o to, by w trybie pilnym działać na rzecz odbudowy zasobów przyrodniczych. Rozporządzenie w tej sprawie (Nature Restoration Law - NRL) zostało przyjęte przez Parlament i Radę UE w czerwcu br.
- Apelujemy, żeby praca nad wdrożeniem tego rozporządzenia stała się absolutnym priorytetem - podkreślił Gatkowski. Do 1 września 2026 r. niezbędne jest przygotowanie Krajowego Planu Odbudowy Zasobów Przyrodniczych. - Mamy dwa lata na to, żeby zaplanować odbudowę zasobów przyrodniczych z uwzględnieniem najnowszych dostępnych danych, najnowszej dostępnej wiedzy naukowej oraz konsultacji społecznych ze wszystkimi zainteresowanymi stronami - powiedział specjalista.
Kluczowa jest też transformacja systemu żywnościowego, który obejmuje produkcję, przetwarzanie, transport i konsumpcję żywności. Odpowiada on za 70 proc. zużycia wody i 25 proc. emisji gazów cieplarnianych. - Obecny system żywnościowy jest odpowiedzialny w głównej mierze za degradację i utratę siedlisk, czyli czynniki powodujące utratę różnorodności biologicznej. Odpowiada za około 90 proc. trwałego wycięcia lasów w Azji, Ameryce Południowej czy Afryce - tłumaczył Gatkowski.
Paradoksalnie system żywnościowy osłabia naszą zdolność do wyżywienia ludzkości teraz i w przyszłości, oceniają autorzy raportu.
Jak wyjaśnił ekspert WWF, konieczna jest zmiana systemu produkcji żywności na przyjazny dla środowiska, oparty o tzw. rolnictwo regeneratywne, czyli wykorzystujące takie praktyki agrotechniczne, które nie prowadzą do utraty bioróżnorodności gleby (np. zakwaszania gleby poprzez stosowanie sztucznych nawozów, bo to obniża jej bioróżnorodność).
Dodatkowo, musimy zminimalizować marnowanie żywności. - Jedna trzecia żywności jest marnowana, a gdy rozkłada się, to wytwarzają się dodatkowe gazy cieplarniane - tłumaczył Gatkowski. Kolejną rzeczą, którą możemy zrobić we własnym zakresie jest zmiana diety, w tym zmniejszenie spożycia białka pochodzenia zwierzęcego.
- Kolejne dwa systemy wymagające modyfikacji to: system energetyczny, co jest oczywiste ze względu na zmiany klimatu, oraz system finansowy. Z danych wynika, że globalne wydatki na działania, które są szkodliwe dla środowiska wynoszą ok. 7 bln dolarów rocznie, a dotacje na działania korzystne dla środowiska to 200 mld dolarów - podkreślił ekspert WWF.
Tymczasem wiadomo, że koszty, które ponosimy na inwestycje w odbudowę zasobów przyrodniczych zwracają się ponad 11-krotnie w przypadku Polski, zaznaczył. - Jest to zatem bardzo korzystna inwestycja dla naszego kraju, która zwiększa szanse na bezpieczną przyszłość - podsumował.
PAP/aj