fot. PAP/Leszek Szymański

Po odśpiewaniu hymnu państwowego, uczestnicy Marszu Niepodległości wyruszyli w sobotę przed godz. 15 z ronda Dmowskiego. Idący w pochodzie uczestnicy nieśli biało-czerwone flagi. Około godziny 17 większość uczestników dotarła na błonia Stadionu Narodowego.

Pochód prowadziła straż Marszu Niepodległości. Uczestnicy mieli ze sobą flagi narodowe, część niosła biało-czerwone opaski na ramionach, inni poprzypinali do kurtek kotyliony. Niektórzy założyli też wianki i czapki w kolorach narodowych. Widoczne były transparenty z hasłami „Bóg, honor, ojczyzna”, „Tak dla życia” czy „Warto być Polakiem”.

Pochód, jak co roku, Alejami Jerozolimskimi i mostem Poniatowskiego po około dwóch godzinach, dotarł na błonia Stadionu Narodowego. Na trasie przemarszu rozstawione zostały metalowe barierki, widać było znaczne siły policji, a także Straży Marszu Niepodległości. Barierkami wygrodzone zostały Aleje Jerozolimskie. W bocznych ulicach zaparkowanych było dużo policyjnych samochodów. Nad trasą latał śmigłowiec.

Około godziny 14.30 policja interweniowała w Al. Jerozolimskich na wysokości Muzeum Narodowego. Aktywiści klimatyczni wdarli się na trasę przemarszu i usiedli z banerami w rękach na jezdni. Zostali z niej błyskawicznie wyniesieni przez policjantów.

Prezydent stolicy Rafał Trzaskowski po godz. 16 przekazał, że sytuacja na ulicach Warszawy jest pod kontrolą. Choć podkreślił, że nadużywane są środki pirotechniczne.

- Oceniamy ten marsz na mniej więcej 40 tysięcy uczestników. Mam nadzieję, że nic złego się nie stanie przez te najbliższe godziny - podkreślił.

Manifestację, która od lat przechodzi ulicami Warszawy w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, od 2011 roku organizuje stowarzyszenie Marsz Niepodległości.

PAP