fot. arch prk24.pl
Dobiega końca śledztwo dotyczące zdarzenia z 5 sierpnia 2019 r., kiedy to śmierć poniosły dwie z czworga spadochroniarzy, których skok nieplanowanie zakończył się w Bałtyku. Kołobrzeska prokuratura czeka jeszcze na opinię biegłego z zakresu skoków ze spadochronem - powiedział PAP prok. Ryszard Gąsiorowski.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie prok. Ryszard Gąsiorowski powiedział, że opinia biegłego z zakresu skoków spadochronowych, na którą oczekuje prowadząca postępowanie Prokuratura Rejonowa w Kołobrzegu, jest kluczową dla końcowych ustaleń trwającego ponad trzy lata śledztwa, w którym jak do tej pory nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Zaznaczył, że znalezienie specjalisty było czasochłonne. - Materiały zostały przekazane biegłemu i prokuratura oczekuje, że w ciągu trzech miesięcy uda się sporządzić opinię. Biegły ma w niej wskazać m.in. czy były uchybienia przy organizacji skoków, czy wyposażenie skoczków było zgodne z obowiązującymi przepisami i procedurami oraz ocenić samo wykonanie skoku - powiedział prok. Gąsiorowski.

Dodał, że śledczy uznali potrzebę zaciągnięcia opinii biegłego, po uzyskaniu w ub.r. Raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych, w którym ta nie określiła jednej przyczyny wypadku, ale zidentyfikowała działania, zaniechania, niedopatrzenia, które w ocenie sporządzających raport przyczyniły się do zdarzenia i miały wpływ na jego przebieg. W raporcie KBWL wskazała ich aż 19.

KBWL za czynnik sprzyjający wypadkowi lotniczemu uznała to, że organizator skoków Marek T. pełnił jednocześnie funkcję pilota, wyrzucającego oraz wywożącego skoczków, mając przy „niewielkie doświadczenie w pilotowaniu, a szczególnie w wywożeniu skoczków”. Nie dokonał odprawy ze skoczkami przed lotem, w celu zapoznania ich z aktualną prognozą pogody, zasadami bezpieczeństwa obowiązującymi na Lotnisku Bagicz oraz sposobami postępowania w sytuacjach awaryjnych.

Ponadto, jak ustaliła KBWL, skoczkowie, mimo wykonywania skoku w pobliżu akwenu wodnego, nie mieli na sobie kamizelek ratunkowych. Zabrakło również skutecznego zabezpieczenia ratowników wodnych. Organizator miał umówić się ustnie z ratownikami WOPR, że ci w razie potrzeby udzielą pomocy lądującym w wodzie skoczkom. Według zeznań ratownika na przełomie lipca i sierpnia 2019 r. Marek T. otrzymał numer kontaktowy z informacją, że ratownicy pracują do godz. 18.00 (do wypadku doszło ok. godz. 19.30). Po tamtym czasie ratownikom nie przekazywał informacji o odbywających się skokach.

Komisja za czynnik sprzyjający wypadkowi uznała także decyzję pilota o wyrzucie skoczków na kursie prostopadłym do linii brzegowej, w kierunku morza, nieuwzględnienie kierunku i prędkości wiatru na wysokości 3000 m. Przyczynić mogło się do niego także zbyt powolne opuszczanie samolotu przez skoczków, których celem było dwukrotne zbudowanie w powietrzu gwiazdy, polegające na złapaniu się za ręce. Powinni opuścić go w ciągu ok. 15 sekund, a trwało to 28 sekund.

W ocenie Komisji opadanie skoczków nad wodą utrudniło im wzrokową ocenę wysokości. Nie bez znaczenia była także próba dolecenia do wyznaczonego na lądowanie miejsca na plaży oraz niewypięcie pasów dociążających o masie 7 i 9 kg przez obie kobiety przed lądowaniem w wodzie.

Komisja zwróciła również uwagę na to, że cała czwórka skoczków przeszła szkolenie w firmie Marka T. i zaliczając tzw. Kontrolę Wiadomości Teoretycznych. - W trakcie skoków zakończonych wypadkiem żaden ze skoczków nie postąpił zgodnie z zasadami lądowania na wodę, co pośrednio może świadczyć o ich niedostatecznym wyszkoleniu pomimo spełnienia wymogów formalnych - napisano w raporcie. Przy czym Komisja nie wykluczyła, że takie zachowanie może także wskazywać „na utratę świadomości sytuacyjnej”.

W raporcie wskazano, że troje skoczków nie miało uprawnień do wykonania lądowania w terenie przygodnym, a tak, w ocenie Komisji, należy traktować plażę obok lotniska. Ponadto w Instrukcji Operacyjnej Lotniska Bagicz zabrakło procedur wykonywania skoków spadochronowych. Lotnisko nie miało ich także dla przypadku lądowania skoczków w wodzie.

Komisja wydała zalecenie dla zarządzającego Lotniskiem Bagicz dotyczące uwzględnienia w Instrukcji Operacyjnej procedur wykonywania skoków spadochronowych. Z kolei zalecenie dla prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego dotyczyło przepisów regulujących organizacje i wykonywanie takich skoków. Ten podjął decyzję o publikacji zbiorczego materiału doradczego. Publikacja została uwzględniona w Krajowym Planie Bezpieczeństwa 2021-2024.

Do wypadku doszło 5 sierpnia 2019 r. Czwórka spadochroniarzy - dwie kobiety w wieku 29 i 33 lat i dwóch mężczyzn w wieku 37 i 33 lat - ok. godz. 19.30 zeskoczyli ze spadochronami z pokładu samolotu Cessna, który wystartował z kołobrzeskiego Lotniska Bagicz (Zachodniopomorskie). Wszyscy po dwukrotnym wykonaniu w powietrzu gwiazdy mieli wylądować na pobliskiej plaży. To się jednak nie udało. Druga próba wykonania figury się nie powiodła, skoczkowie nie złapali się za ręce, otworzyli spadochrony i z różnych wysokości i odległości od brzegu spadli do Bałtyku. 37-latek wylądował ok. 3 m od brzegu, 33-latek ok. 30 m od brzegu. Obaj o własnych siłach wyszli z Bałtyku. Natomiast obie kobiety znalazły się w wodzie ok. 200 m od brzegu. Nieprzytomne zostały wyłowione przez ratowników WOPR i Brzegowej Służby Ratownictwa po ok. 20 minutach. Mimo podjętej reanimacji, nie udało się ich uratować.

PAP/aś