
Dlaczego więc Hel charakteryzuje się
już od wielu lat szczególnie wysokim, ujemnym saldem migracji i w
latach 2011-2021 jego ludność rezydująca zmniejszyła się o
blisko 27 procent? Niektórzy eksperci winą za emigrację
mieszkańców Helu obarczają turystów, którzy w sezonie letnim
tłumnie odwiedzają wszystkie miejscowości na półwyspie. A to z
kolei sprawia, że stali mieszkańcy muszą mierzyć się z wysokimi
kosztami utrzymania: wyższymi cenami w sklepach czy kosmicznymi,
przewyższającymi nawet warszawskie, cenami mieszkań.
Do tego dochodzi bardzo słabe skomunikowanie miejscowości z Trójmiastem. Dojazd do stolicy Pomorza w sezonie zajmuje, według dostępnych wyliczeń, ponad 3 godziny. Poza tym, dla osób chcących pracować poza turystyką, Hel nie ma żadnych propozycji. Największym pracodawcą było wojsko, które wyprowadziło się stąd kilkanaście lat temu.
Na przeciwnym „demograficznym” biegunie w woj. pomorskim, oprócz wspomnianej gm. Kosakowo, znajduje się Kleszczewo i Pruszcz Gdański. W obu wzrost ludności wynosi prawie 70 procent. Wszystkie trzy gminy to tzw. „obwarzanki” wielkich miast i przyrost ludności zawdzięczają przede wszystkim bliskiemu sąsiedztwu Trójmiasta.
W samym Gdańsku w ciągu 10 lat statystycznie przybyło 25 tys. mieszkańców i ich liczba wzrosła do ponad 486 tysięcy. Inna sytuacja jest w stolicy województwa zachodniopomorskiego. Szczecin ma ujemny bilans demograficzny, w ciągu dekady zmalał o prawie 14 tys. mieszkańców i ma ich obecnie nieco ponad 396 tysięcy.
red./zas