fot. szpital-slawno.pl
Ciężko chora mieszkanka Sławna zmarła na oczach rodziny, na schodach sławieńskiego szpitala. Bliscy twierdzą, że pracownicy lecznicy nie dopełnili obowiązków. Zdaniem dyrektora placówki nie doszło do błędów, ale sprawę bada prokuratura i Rzecznik Praw Pacjenta.

Do tragedii doszło 29 marca, tego dnia bliscy przywieźli 69-letnią kobietę do szpitala w Sławnie. Kobieta słabła, miała bardzo wysoki poziom cukru i jej stan szybko się pogarszał. Zmarła na schodach szpitala, jeszcze przed przyjęciem. Zdaniem bliskich, chociaż lekarz i pielęgniarka mieli zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, nie udzielili kobiecie pomocy na czas.

- Bardzo ciężko pogodzić się z taką sytuacją, że mama nie otrzymała pomocy na czas. Siostra poszła pod drzwi oddziału, wyszła do niej pielęgniarka i powiedziała tylko: tak czasem bywa. Potem szwagier poszedł drugi raz, jemu też się nie udało uzyskać żadnej pomocy. Dopiero kiedy zadzwoniliśmy na numer alarmowy, zszedł do nas lekarz – wyjaśnia sytuację córka zmarłej. - On jednak też nic nie zrobił, nie reanimował mamy, tylko spojrzał i powiedział, że nie żyje.

Jak poinformowała nas córka zmarłej, 12 kwietnia rodzina złożyła oficjalną skargę w szpitalu. Dyrektor placówki Tomasz Walasek zapewnia, że sprawa jest wyjaśniana.

Jak twierdzi, z dotychczasowych ustaleń wynika, że nie doszło do złamania procedur.
- W świetle dotychczasowych wyjaśnień, ja nie widzę winy tych pracowników, którzy tam byli. Ze skargi rodziny wynika, że czas oczekiwania na lekarza wynosił około 20 minut. Z wyjaśnień pracowników i materiału, który ja zebrałem do tej pory, wynika, że był to od 12 do 14 minut. Rodzina w mojej ocenie liczy te 20 minut od momentu wyjazdu z przychodni, gdy nie mogła się dodzwonić na oddział – wyjaśnia dyrektor Tomasz Walasek.

- Nie mogli się oni dodzwonić, bo równocześnie, kiedy pacjentka dojeżdżała do szpitala, na oddziale przyjmowany był pacjent z rozsianym procesem nowotworowym w bardzo ciężkim stanie. Równolegle również było uzgadnianiane ze Szpitalem w Szczecinku przyjęcie kolejnej chorej na nasz oddział. Po czym lekarz, który był na dyżurze, przebrał się i poszedł do pacjentki. Stała się tragedia, w mojej ocenie na to złożyło się sporo przyczyn. Z tego co ustaliłem, nie widzę jednak tu błędu medycznego.

Z taką opinią nie zgadza się rodzina, sprawa trafiła do prokuratury. Niezależne postępowanie prowadzi też Rzecznik Praw Pacjenta.

Więcej w materiale Anny Popławskiej.

ap/kc

Posłuchaj

materiał Anny Popławskiej
  • 00:00:00 | 00:00:00
::