PAP/EPA/JIM LO SCALZO
W Stanach Zjednoczonych w związku z wtargnięciem zwolenników prezydenta Donalda Trumpa na teren Kapitolu zmobilizowana została Gwardia Narodowa. Na miejsce wysłano też FBI. W Kapitolu odbywał się proces liczenia głosów elektorskich w amerykańskich wyborach prezydenckich. W siedzibie amerykańskiego parlamentu zapanował chaos.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ocenił, że w Waszyngtonie doszło do "szokujących scen". "Rezultat tych demokratycznych wyborów należy uszanować" - dodał Jens Stoltenberg we wpisie na Twitterze.

Wiceprezydent Mike Pence został ewakuowany "w bezpieczne miejsce". Podobnie ewakuowano spikerkę Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Nancy Pelosi.

Burmistrz Waszyngtonu Muriel Brower ogłosiła godzinę policyjną o 18:00 czasu lokalnego.

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zaapelował do wszystkich przebywających w amerykańskim Kapitolu o zachowanie spokoju. "Żadnej przemocy! Pamiętajcie, to my jesteśmy partią prawa i porządku - szanujcie prawo i naszych wspaniałych ludzi w niebieskich barwach" - wezwał prezydent USA we wpisie na Twitterze.

Dziesiątki tysięcy zwolenników Donalda Trumpa wzięło udział przedpołudniem w wiecu z udziałem prezydenta, który powiedział im, że nigdy nie uzna zwycięstwa Joe Bidena. Następnie dziesiątki tysięcy protestujących ruszyło w kierunku siedziby Kongresu. Po dotarciu na Kapitol grupa protestujących z amerykańskimi flagami i transparentami „Trump 2020” sforsowała bariery ochronne. Dziesiątki osób wdarło się do siedziby parlamentu, gdzie osoby z zewnątrz nie mają wstępu. Niektórzy protestujący krzyczeli do członków Kongresu „Zdrajcy!”. Służby ochronne użyły gazu łzawiącego. W pewnym momencie oficerowie strzegący sali obrad Izby Reprezentantów stali przy drzwiach z gotową do strzału bronią.

iar/jr