fot. PAP Life/Artur Reszko
Konieczność zakrywania ust i nosa w przestrzeni publicznej pozostanie z nami na długo, może nawet przez kilkanaście miesięcy. Do momentu aż powstanie powszechna i bezpieczna szczepionka lub skuteczny lek na chorobę wywoływaną przez Sars-CoV-2. Tymczasem już po pierwszych dniach tego obowiązku w naszym kraju przeklinamy maseczki, w których zaparza się twarz, trudno oddychać, parują okulary, a gumki wrzynają się w uszy.

Gwoli jasności, według wytycznych Ministerstwa Zdrowia to, czym zakrywamy nos i usta nie musi być klasyczną, atestowaną maseczką medyczną. Zresztą nawet najlepsza nie dawałaby gwarancji, że się nie zarazimy. Chodzi głównie o to, byśmy nie zarażali innych, nieświadomie. Bo nawet jeśli nie odczuwamy objawów choroby COVID-19 możemy być nosicielami koronawirusa. Takie zabezpieczenie twarzy ma przede wszystkich zatrzymać cząsteczki własnej śliny, gdy mówimy, kichamy, kaszlemy.

Nie ma ścisłych wytycznych, jakiej grubości powinna być materia, którą zasłaniamy twarz, wychodząc z domu. Ile warstw i czego. Przyjęło się, że dwie-trzy warstwy bawełny. Także ze względu na koszt. W aptekach można kupić jednorazowe maski chirurgiczne wykonane z trzech warstw włókniny polipropylenowej. Przetestowaliśmy taką w redakcji. Leciuteńka, wiązana na troczki (lub wyposażona w nieagresywne gumki), dlatego nie ciśnie za uszami i bardzo swobodnie się w niej oddycha, ale właśnie - jest jednorazowa. Każdego dnia zużywalibyśmy kilka, a może nawet kilkanaście takich maseczek. Po 5 zł każda (tyle kosztowała w aptece).

Przetestowaliśmy również tę najbardziej teraz popularną, wzorowaną na medycznej (krój na zakładkę), ale z bawełny, więc wielokrotnego użytku. Także kupioną w aptece – za 10 zł. Po 2-kilometrowym spacerze w temperaturze powietrza ok. 15 st. C., skroplony oddech spływał po szyi. Nie każdego też stać na porządną sportową maskę wykonaną z neoprenu i streczu – z odpowiednio wyprofilowanym noskiem, który idealnie przylega do twarzy, wygodnym mocowaniem na rzepy i wymiennym filtrem typu HEPA. To nie nowość, bo takie osłony twarzy już wcześniej miały chronić biegaczy przed smogiem i alergenami, ale oni sami niechętnie po nie sięgali. Właśnie z powodu zaparzania się i trudności w łapaniu oddechu.

Jak sprawdzą się maseczki silikonowe? Tego jeszcze nie wiemy. Większość oferowanych jest w przedsprzedaży, ale ceny (100 – 200 zł) nie zachęcają do eksperymentów.

Będziemy więc pewnie kupować i nosić zwykłe maseczki tekstylne, bo w miarę tanie i da się, po wypraniu, wykorzystać je ponownie. Pytanie, czy na pewno te bawełniane, które przeklinamy za niewygody? Bo przecież nawet jeśli na pocieszenie zamówiliśmy sobie najbardziej „odjechaną” z mordką psa, kota lub z wąsami, to obrazki nie sprawią, że przestaniemy się w nich pocić i kisić.

Na ciekawy pomysł wpadła Dorota Zygmunt, menadżer w ośrodku sportowym, która hobbystyczno-pandemicznie wróciła do swojego pierwszego zawodu – krawcowej. Na swoim profilu facebookowym ogłosiła: Zawiodłam się na bawełnie na twarzy. Dlatego wczoraj po południu powstały prototypy masek rekreacyjnych, w których da się oddychać. Z czystego, miękkiego polskiego lnu. Testuję je intensywnie na sobie podczas spacerów z psem. Weekend przede mną, więc będzie czas na zabawy przy maszynie. Jak ktoś czuje się zmęczony oddychaniem w bawełnie - zapraszam...

Dorota Zygmunt precyzuje, że z lnu (czystego, bo bez żadnych domieszek, do tego zmiękczanego mechanicznie, a nie chemicznie) szyła kiedyś ekskluzywną pościel ekologiczną, więc doskonale zna jego właściwości: - Z tamtego okresu zostało mi sporo materiału o gęstym splocie, a przy tym miękkiego i przewiewnego, tzw. krepy lnianej i kreszu lnianego. Pościel sprawdza się w upalne noce, także dlatego że ma świetne właściwości higroskopijne, stąd pomysł, po co się zaparzać w bawełnianych maseczkach, skoro można je zrobić właśnie z lnu.

Pierwsze maseczki Dorota Zygmunt uszyła dla siebie i swojej rodziny. Z myślą, że na upały będą jak znalazł. Pochwaliła się nimi na Facebooku i… w tej chwili poważnie rozważa, czy nie wrócić do szycia na pełen etat. Na swój post otrzymała bardzo wiele życzliwych komentarzy i pytań. Kilka godzin po publikacji ma już 20 zamówień na lniane maseczki.

- Spokojnie, muszę jeszcze swój prototyp doszlifować, ale szybko pójdzie, bo mąż pomaga. Przymierza i przekazuje mi cenne uwagi - śmieje się.

Okazuje się, że eksperymentowanie z materiałem pościelowym jako tworzywem wygodnych maseczek nieobce jest także badaczom. Np. specjaliści z centrum medycznego Wake Forest Baptist Health zauważyli, że w roli osłony twarzy dobrze sprawdza się tkanina z pikowanych, cienkich narzut. Albo połączenie dwóch warstw, flaneli (od wewnątrz) i pościelowej bawełny. Testując tkaniny, które zwykle mamy pod ręką, odkryli, że niektóre chronią lepiej niż maska chirurgiczna.

Zamiast narzekać na jakość dostępnych w sklepach maseczek, każdy z nas mógłby więc wypróbować to, co ma w domu. Dr Jerome Adams, Naczelny Lekarz Stanów Zjednoczonych już na początku kwietnia zaprezentował w narodowym tutorialu jak w kilkadziesiąt sekund wykonać maseczkę, przy użyciu zwykłych artykułów gospodarstwa domowego. Tutorial możemy obejrzeć na YouTubie po wpisaniu tytułu: „Surgeon General Shows How to Make Your Own Face Covering”.

Jeśli mamy wątpliwości czy materiał, z którego chcemy zrobić maseczkę jest odpowiednio „ochronny”, specjaliści z Wake Forest Baptist Health proponują spojrzeć na niego pod światło. Jeśli za bardzo prześwituje, to znaczy, że przydałby się bardziej gęsty splot.

PAP Life/rż