fot. Mateusz Sienkiewicz
W sobotę (11 sierpnia) minie rok od nawałnicy, która przetoczyła się przez Bory Tucholskie. W środku wichury znalazła się grupa 130 harcerzy z województwa łódzkiego. Dwie z nich- 13- i 14-latka - zginęły na miejscu, a ponad 30 osób odniosło lżejsze lub cięższe obrażenia.

W sprawie od ponad roku toczy się śledztwo, którego wstępne wyniki pokazują nieprawidłowości przy organizacji wypoczynku młodych ludzi - mówi Polskiemu Radiu Koszalin Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku:

- Z bardzo wstępnych dotychczasowych ustaleń wynika, że zawiodła nie tylko organizacja obozu i ewakuacji, ale także przekazywanie komunikatów meteorologicznych. W sprawie nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów, ale nie oznacza, to, że takie kroki nie zostaną podjęte.

Do tej pory przesłuchano przesłuchano ponad 100 osób - prawie wszystkich uczestników i organizatorów obozu harcerskiego, jak również pracowników służb odpowiedzialnych za przekazywanie komunikatów meteorologicznych. Przeprowadzono także kilka eksperymentów procesowych:

- Służyły temu, by ocenić jak przebiegała ewakuacja. Było sprawdzane, czy wejście uczestników do jeziora było bezpieczne. Oczywiście odtworzenie warunków było niemożliwe, ale organy ścigania starały się przeprowadzić te czynności w warunkach zbliżonych.

Śledztwo w sprawie tragedii w Suszku ma zakończyć się jeszcze w tym roku.

MS/ez