fot. Krzysztof Klinkosz
Dokonał tego na jednostce „Atlantic Puffin”, która ma niespełna sześć i pół metra długości. To najmniejsza łódka, na której pokonano taką trasę.

W sobotę żeglarz przypłynął do mariny w Kamieniu Pomorskim. Przyznał, że najtrudniejszy moment trasy przeżył opływając Horn.

- Nastąpiło uszkodzenie masztu, więc musiałem to jakoś zabezpieczyć, żeby gdziekolwiek dopłynąć. Było duże falowanie. więc musiałem ograniczyć ożaglowanie. Samo uszkodzenie znajdowało się na niewygodnym miejscu, bo ponad dwa metry nad pokładem,czyli trzeba pracować stając na palcach, wszystkim rzuca i pracuje się jedną ręką i nie widzi się dokładnie, co się robi.

Szymon Kuczyński wypłynął z Plymouth 19 sierpnia minionego roku. Pokonał trasę mijając Przylądek Dobrzej Nadziei, australijski Przylądek Leeuwin i przylądek Horn. Do Plymouth wrócił 17 maja. Podkreśla, że opłynięcie kuli ziemskiej wcale nie musi oznaczać, że zdobył już szczyt marzeń w żeglarstwie.

- Kiedyś ktoś powiedział, "góry są po to, żeby się po nich wspinać", a woda po to by, po niej żeglować. To jedna już z takich klasycznych tras. Są rejsy, które bardziej mnie interesują, ale nie podchodzę do tego, że jest to marzenie, które muszę zrealizować. Ja to po prostu lubię robić.

Żeglarz przyznał, że ponad 270 dni samotnej żeglugi przetrwał m.in. dzięki książkom, których przeczytał dokładnie 143.

kk/ds