fot. TVP Info
Leon Taraszkiewicz, pseudonim Jastrząb, żołnierz niezłomny, dowódca antykomunistycznego oddziału partyzanckiego Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie spoczął na cmentarzu wojennym we Włodawie. W tym mieście rodzina Taraszkiewiczów mieszkała przed wojną.

Uroczystości pogrzebowe bohatera narodowego zakończyły się salwą honorową i melodią "Śpij kolego..." . W ostatniej drodze żołnierzowi niezłomnemu towarzyszyli licznie mieszkańcy Włodawy, a także przedstawiciele prezydenta Andrzeja Dudy, władz państwowych i samorządowych, Instytutu Pamięci Narodowej, kombatanci oraz żołnierze.

Obecny na uroczystościach wojewoda lubelski, Przemysław Czarnek, o mówił, że "jest to moment historyczny i zwrotny. [Taki] którego nikt nie wytrze gumką z historii tego miasta". Powrót po 70 latach kości Leona Taraszkiewicza do rodzinnego miasta, 300 metrów domu, w którym mieszkał nazwał takim wydarzeniem, którym "przywraca sprawiedliwość i oddaje bohaterom należną im cześć i chwałę" - mówił wojewoda. Uroczystość nazwał "manifestacją wiary i patriotyzmu".

Na cmentarzu wojennym we Włodawie obecny był też ostatni żyjący podkomendny Jastrzębia - major Stanisław Pakuła - pseudonim Krzewina. Ze swoim dowódcą był do samego końca, czyli do jego śmierci w Siemieniu w styczniu 1947 roku. "Jastrzębia" wspomina jako "nieugiętego żołnierza i dowódcę".

Siostra Leona Taraszkiewicza - Rozalia Otta - ze łzami w oczach wspominała brata i przypominała, że Leon był prześladowany za to, że nie chciał pracować dla UB. "Jestem dumna z tego, że prawda wychodzi na jaw, że ujawnia się, że brat był człowiekiem, który pragnął prawdy i chciał, aby Polska była Polską" - mówiła Rozalia Otta.

Oboje - siostra i były podkomendny - wyrazili pragnienie, aby został odnaleziony i spoczął na cmentarzu wojennym we Włodawie brat Leona i Rozalii, Edward Taraszkiewicz, pseudonim "Żelazny", który dowodził oddziałem po śmierci "Jastrzębia". Edward zginął w 1951 roku, cztery lata po śmierci swojego brata Leona. Jego szczątków nie odnaleziono do dziś.

Leon Taraszkiewicz "Jastrząb" zginął w styczniu 1947 roku w Siemieniu niedaleko Parczewa, podczas szturmu na budynek szkoły zajmowany przez żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Tam też został potajemnie pochowany przez podkomendnych. Przez lata jego grób był oznaczony jednym słowem - imieniem "Leon".

W listopadzie ubiegłego roku szczątki żołnierza antykomunistycznej partyzantki ekshumowano, a następnie poddano identyfikacji. IPN potwierdził tożsamość Leona Taraszkiewicza. W czasie wojny Leon Taraszkiewicz został siłą wcielony do niemieckich oddziałów pomocniczych i sowieckiej partyzantki. Kilkakrotnie uciekł z niemieckich i sowieckich więzień i transportów. Zawsze wracał do Włodawy, gdzie spędził dzieciństwo i gdzie nawiązał kontakt z lokalnymi strukturami Armii Krajowej. Pod koniec 1944 roku chciał wrócić do wyuczonego zawodu masarza, jednak w grudniu tego roku UB aresztowało go pod zarzutem współpracy z Niemcami. W lutym 1945 roku Leon Taraszkiewicz po raz kolejny uciekł z transportu, tym razem do obozu UB-NKWD. Trafił wówczas do oddziału Tadeusza Bychawskiego "Sępa". W czerwcu 1945 roku objął jego dowództwo. Miał 20 lat i był prawdopodobnie najmłodszym dowódcą polowym podziemia na Lubelszczyźnie. Potrafił jednak pociągnąć za sobą starszych partyzantów i cieszył się ich szacunkiem.

Oddział pod dowództwem "Jastrzębia" stał się jedną z najaktywniejszych grup partyzanckich. Przeprowadził wiele brawurowych akcji. Do jednej z najgłośniejszych doszło w lipcu 1946 roku, kiedy została uprowadzona siostra Bolesława Bieruta Zofia Malewska z mężem, synem i synową. Zostali zwolnieni po kilku dniach.


IAR/ez