Fot. PAP/EPA/SEBASTIEN NOGIER

Świat filmu pogrążył się w żałobie po śmierci Davida Lyncha, jednego z najoryginalniejszych współczesnych reżyserów. Twórca takich kultowych produkcji, jak „Blue Velvet”, „Mulholland Drive” czy „Miasteczko Twin Peaks”, miał 78 lat. Wizjonera kina pożegnało wiele znanych postaci z branży filmowej, m.in. Nicolas Cage, Kyle MacLachlan i Steven Spielberg. Hołd dwukrotnemu zdobywcy canneńskiej Złotej Palmy złożyły także polskie gwiazdy. - Pamiętam, kiedy po raz pierwszy, jeszcze jako dziecko ukradkiem oglądałam „Twin Peaks”. To było olśnienie i jedna z moich największych inspiracji - napisała na Instagramie Magdalena Boczarska.

- Z głębokim żalem ogłaszamy odejście wielkiego człowieka i artysty, Davida Lyncha. W tym trudnym czasie chcielibyśmy prosić o uszanowanie prywatności - napisali w oświadczeniu bliscy legendarnego reżysera. Twórca takich kultowych produkcji, jak „Blue Velvet”, „Mulholland Drive” czy „Miasteczko Twin Peaks”, zmarł 16 stycznia w wieku 78 lat. Oficjalna przyczyna zgonu filmowca nie została jeszcze ujawniona. W sierpniu reżyser ujawnił, że zmaga się z rozedmą płuc, będącą rezultatem wieloletniego palenia papierosów. - Nie mogę wychodzić z domu. Jestem w stanie przejść bardzo krótki dystans, zanim zabraknie mi powietrza. Muszę uważać szczególnie teraz, w obliczu ryzyka zarażenia się covidem. Gdybym zachorował, byłoby to dla mnie bardzo niebezpieczne - wyznał Lynch.

Słynnego reżysera, któremu przypisuje się zrewolucjonizowanie współczesnego kina, pożegnało wiele znanych postaci z Fabryki Snów. - Uwielbiałem filmy Davida. Określiły go jako wyjątkowego, wizjonerskiego marzyciela - powiedział w oświadczeniu przekazanym serwisowi IndieWire kolega po fachu Lyncha, Steven Spielberg. - Był geniuszem, jednym z największych artystów wszech czasów - podkreślił w rozmowie z Deadline Nicolas Cage, który zagrał w nakręconym przez filmowca kultowym kryminale „Dzikość serca”. - Zawsze uważałem go za najbardziej autentyczną osobę, jaką kiedykolwiek spotkałem. (…) Będzie mi go brakowało bardziej, niż mogą to wyrazić jakiekolwiek słowa. Mój świat stał się pełniejszy, dzięki temu, że go znałem, a zarazem jest znacznie bardziej pusty, gdy nie ma go już z nami - napisał w mediach społecznościowych Kyle MacLachlan, odtwórca roli agenta specjalnego FBI, Dale'a Coopera, w „Twin Peaks”.

Hołd legendzie kina złożyły także polskie gwiazdy. - Odszedł wybitny artysta i legenda, David Lynch. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy, jeszcze jako dziecko ukradkiem oglądałam „Twin Peaks”. To było olśnienie i jedna z moich największych inspiracji. To uczucie towarzyszyło mi też przy wielu jego późniejszych obrazach. Ekscytacja, że film i aktorstwo mogą być przekroczeniem rubikonu tajemnicy, oniryczności i surrealizmu. Dziękuję za to, z czym zostałam - wyznała w opublikowanym na Instagramie poście Magdalena Boczarska.

-„ Miasteczko Twin Peaks” za moich tzw. czasów dorastania, w moim miasteczku było doświadczeniem niezwykłym. Dzieliło moich rówieśników na tych, którzy kumali lub nie, o co właściwie tam chodzi. Serial Davida Lyncha był w tamtej burej, jednoznacznej, poprawnej i po prostu nudnej codzienności tlenem. Powiewem świeżego powietrza wielowymiarowości i potęgi wyobraźni – napisał z kolei aktor Krystian Wieczorek.

Mistrza pożegnały także znane postaci z branży literackiej. - Lynch nie cierpiał patosu, więc nie będzie dętych zdań o wielkim artyście. Może kiedy zaiskrzy na przewodach, albo zadzwonię sama do siebie, jak w jego „Lost Highway” (Zagubiona autostrada - red.), przypomnę sobie, że nie odszedł na dobre, tak jak nigdy tu nie był na złe. Tylko zło pokazywał, fotogenicznie. (…) Jedni piszą, że dzięki niemu zaczęli medytować, inni – myśleć. Objawił nowy świat, któremu przygrywa muzyka z „Twin Peaksu”. „Dzikość serca” znam na pamięć, scena po scenie, wszystkie dialogi. Dopełniała ją lynchowska dzikość wyobraźni. Medytował transcendentalnie, zniknął horyzontalnie względem realu. Ale jeszcze tu będzie kilka tygodni, zanim wcieli się w nową wersję, sequel samego siebie. I zobaczymy jego nowe filmy, na razie w lynchowskich snach – napisała na Instagramie pisarka i felietonistka, Manuela Gretkowska.

Odejście wizjonera kina skomentował również Szczepan Twardoch. - Rzadko jestem emocjonalnie poruszony śmiercią osób, których nie znałem osobiście, ale w przypadku Davida Lyncha jest inaczej. Jeśli artysta jest w istocie, jak chciał Norwid w „Promethidionie”, organizatorem wyobraźni narodowej, to moją młodzieńczą wyobraźnię i wrażliwość zorganizował David Lynch. Prawdziwy arcymistrz, nie bał się własnej artystycznej wielkości, nie szukał taniego uznania i, co najważniejsze, potrafił lekko unieść zasłonę, która przesłania widok na inny świat, którego straszliwe istnienie czasami tylko mgliście przeczuwamy, ale który jest i tli się za tą zasłoną ogniem czarnym jak oceany. Na zawsze pozostanę osiemnastoletnim chłopcem, który zaczął torować sobie drogę na „Zagubionej autostradzie” i podążam nią do dziś. Dziękuję, panie Lynch, i do zobaczenia po drugiej stronie, w wielkim czarnym niczym. Zawdzięczam panu wiele – napisał na Facebooku twórca bestsellerowych powieści „Morfina” i „Król”.

Lyncha pożegnał też Jakub Żulczyk. - Był kochany, prawda? Ten najwspanialszy artysta, jaki kiedykolwiek żył. Bo tym właśnie był David Lynch. Największym, najwspanialszym artystą, jaki kiedykolwiek żył. I był w tym przekonujący, bo właśnie był kochany. Zwłaszcza ostatnio, gdy na Youtube mówił wszystkim codziennie, jaka jest pogoda. Dał nam to, co najważniejsze, czyż nie? Ten wielki, religijny mistyk, nieodrodny syn Junga. Pokazał nam, że to, co istnieje, wcale nie istnieje. Że pod rzeczywistością są inne, ukryte rzeczywistości, druga, trzecia. Że za drzwiami są jeszcze jedne drzwi, i jeszcze jedne. Że to, co uznajemy za oczywiste – język, logika, sens – jest tylko nabazgranym ołówkiem kontraktem, że wszystko trzeszczy. Ale to trzeszczy, ale to nie wyrabia. Jak złapać w dłoń to, co się śni? Nie był nihilistą. Koszmar nie był dla niego celem samym w sobie. Wiedział że to, co najbardziej przeraża, jest równoważone przez to drugie. (…) Nie macie pojęcia, jakie mieliśmy szczęście, że urodziliśmy się akurat teraz, bo na niego trafiliśmy, a to, co będzie później – nieważne - wyznał na Facebooku autor „Ślepnąc od świateł”.

PAP