fot. pixabay.com
Leżąca na północy Chile pustynia Atakama stała się jednym z największych na świecie składowisk niepotrzebnej odzieży. Według szacunków organizacji zajmujących się ochroną środowiska trafia na nią rocznie nawet 60 tys. ton ubrań, które mogą rozkładać się nawet 200 lat.
Alto Hospicio to nieduże miasto na północy Chile, oddalone zaledwie kilkanaście kilometrów od wybrzeża Pacyfiku. Samo w sobie niczym się nie wyróżnia, natomiast szczególna jest jego lokalizacja - wzniesiono je na pustyni Atakama, najbardziej suchym miejscu na świecie. Deszcz pada tam tak rzadko, że roczna suma opadów wynosi mniej niż 1 milimetr.
Alto Hospicio wyróżnia jeszcze jedna rzecz. Tuż obok tej miejscowości leży wypełnione odzieżą gigantyczne wysypisko śmieci. Stało się o nim głośno pod koniec września ubiegłego roku, gdy to wielkie składowisko sfotografował pracujący dla agencji AFP Martin Bernetti. Jego zdjęcia miały uświadomić ludziom z całego świata, co dzieje się z produkty tzw. "fast fashion" (ang. szybkiej mody). Zużyte, ale też nowe ubrania są w hurtowych ilościach zwożone do Iquique z USA, Europy i Azji. W ten sposób Alto Hospicio zyskało wątpliwą sławę jednego z największych składowisk odzieży na całym świecie. Znaleźć tam można prawie wszystko, od kaloszy po buty narciarskie i swetry przygotowane specjalnie na Boże Narodzenie. Skalę tego procederu oszacowały organizacje działające na rzecz ochrony środowiska. Według nich na pustynię trafia rocznie nawet 60 tys. ton niepotrzebnych ubrań.
W pobliżu wysypiska mieszkają setki uchodźców z Wenezueli. Wielu z nich żyje w skrajnej biedzie i codziennie chodzi na pustynię, by znaleźć odzież dla siebie albo na sprzedaż. - Przyszliśmy szukać ubrań, ponieważ nie mamy swoich. Uciekając z kraju musieliśmy wyrzucić wszystko poza tym, co mieliśmy na sobie - mówiła Jenn, jedna z imigrantek w rozmowie z kanałem France24.
Zwożone do Iquique z USA, Europy i Azji ubrania w teorii mają być przeznaczona do dalszego wykorzystania. Ale to tylko teoria, bo w praktyce większość z nich jest wyrzucana. - Tylko 15 proc. z tego, co tu trafia, jest ponownie sprzedawane, 85 proc. kończy na nielegalnych wysypiskach. Nasze miasto zmieniło się w wysypisko śmieci dla świata - powiedział burmistrz stolicy Tarapaca Patrizio Ferreira. Przedstawiciele władz lokalnych ostrzegają, że składowisko ma szkodliwy wpływ na ludzi mieszkających w okolicy. Ubrania, najczęściej produkowane w Bangladeszu lub Indiach, robione są bowiem z reguły ze sztucznych materiałów, wśród których dominują poliestry. A tego typu tworzywa mogą rozkładać się nawet 200 lat.
Na razie nie ma regulacji prawnych, które pozwalałyby rozwiązać problem zalegających ubrań. - Jedyne rozwiązanie to je spalić - stwierdził w rozmowie z BBC Edgar Ortega, urzędnik odpowiedzialny w Alto Hospicio za kwestie środowiskowe. Tyle tylko, że jak sam zauważył, spalanie takiej ilości odzieży z tworzyw sztucznych wiąże się z gigantycznymi pożarami i szkodliwym dymem. - Społeczności, które żyją w pobliżu usypiska, są bezpośrednio narażone na wdychanie szkodliwych gazów - dodał Gerson Ramos, regionalny kierownik ds. odpadów. BBC zwraca jednak uwagę, że w Chile od niedawna istnieją przepisy, które regulują ten problem. Zakładają one, że odpowiedzialność za sprowadzane odpady tekstylne ponoszą importerzy.
Raporty ONZ uczulają, że przemysł włókienniczy corocznie przyczynia się do większej emisji dwutlenku węgla niż transport lotniczy i morski łącznie. Zdaniem organizacji do tak dużych emisji przyczynia się przede wszystkich produkcja ubrań „fast fashion” - wytwarzanych przez marki w hurtowych ilościach z tanich materiałów, które szybko wychodzą z mody i niszczą się, przez co są częściej wyrzucane. Statystyki ONZ pokazują, że między 2000 a 2014 r. produkcja odzieży na świecie zwiększyła się dwukrotnie.
PAP/sz