
fot. Katarzyna Chybowska
W katedrze odprawiono okolicznościową mszę świętą, a przed pomnikiem Ofiar Bolszewizmu złożono kwiaty i zapalono znicze.
Pomimo upływu 82 lat od pierwszej deportacji, wspomnienia Sybiraków są wciąż żywe. Swojego wzruszenia w trakcie uroczystości nie kryła Irena Kocur, która dzieciństwo spędziła w łagrze na Uralu: - Warunki transportu były okropne. Dostawaliśmy tylko gorącą wodę do picia. Na Uralu czekaliśmy natomiast długo na zakwaterowanie. Mieliśmy do dyspozycji tam mały chlewik, wiemy jak to wygląda - wszędzie pełno fekaliów. To jest za mocne przeżycie, nie mogę więcej mówić.
W latach 1940-41 na Syberię i do Kazachstanu władze sowieckie deportowały ponad milion trzysta tysięcy Polaków, z czego tylko jedna trzecia powróciła do domu. Wielu umarło z powodu mrozu, niewolniczej pracy oraz głodu.
Leokadia Ciesielska, która miała zaledwie pięć lat, kiedy wywiezioną ją wraz z rodziną w głąb Rosji, wspomina ten czas: - Najbardziej pamiętam głód. Wszystkie rośliny, które tam występowały były zjedzone przez ludzi. Jedliśmy co się dało: trawę, pokrzywę, lebiodę. Dzięki Bogu jakoś przetrwaliśmy. Było nas sporo - sześcioro dzieci, a przydziały były bardzo małe. Mama jak zaczęła dzielić jedzenie to zawsze go brakowało.
Do koszalińskiego Związku Sybiraków należy 270 osób. Na terenie dawnego województwa koszalińskiego jest ich około 600. Dziś, ze względu na pandemię, kwiaty przed pomnikiem Ofiar Bolszewizmu złożyły tylko delegacje.
kch/aj

fot. Katarzyna Chybowska


-
fot. Katarzyna Chybowska
-
fot. Katarzyna Chybowska
-
fot. Katarzyna Chybowska
-
fot. Katarzyna Chybowska
-
fot. Katarzyna Chybowska
-
fot. Katarzyna Chybowska
-
fot. Katarzyna Chybowska


Posłuchaj
Leokadia Ciesielska, miała 5 lat kiedy wywiezioną ją wraz z rodziną w głąb Rosji- 00:00:00 | 00:00:00
::
- 00:00:00 | 00:00:00
::