fot. prk24.pl
Postanowieniem Sądu Najwyższego to Sąd Okręgowy w Słupsku rozpozna sprawę przywłaszczenia 577 tysięcy złotych z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie. Akt oskarżenia obejmuje trzy byłe pracownice sądu, w tym zwolnioną dyscyplinarnie zastępcę głównej księgowej Jolantę P.
Śledztwo w sprawie przywłaszczenia pieniędzy z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie przez trzy lata prowadziła Prokuratura Okręgowa w Koszalinie. Zakończyła je w drugiej połowie ubiegłego roku. Główną oskarżoną o przywłaszczenie ponad 577 tysięcy złotych jest była zastępca głównej księgowej w Sądzie Okręgowym w Koszalinie, zwolniona dyscyplinarnie Jolanta P. W sprawie zarzuty usłyszały też dwie emerytowane pracownice sądu z zarządu kasy, przy których współudziale proceder trwał niemal 15 lat.
Prokuratura akta oskarżenia skierowała według właściwości do Sądu Okręgowego w Koszalinie, mając na uwadze, że wskazany sąd wyłączy się z orzekania w sprawie, w której zarówno oskarżone, jak i prawie stu pokrzywdzonych, to byli lub obecni pracownicy instytucji i podległych jej jednostek.
Sąd Okręgowy w Koszalinie postanowieniem z października ubiegłego roku skierował stosowny wniosek o przekazanie sprawy innemu równorzędnemu sądowi z uwagi na dobro wymiaru sprawiedliwości do Sądu Najwyższego. Ten przychylił się do wniosku.
- Postanowieniem Sądu Najwyższego tę sprawę rozpozna Sąd Okręgowy w Słupsku. Akta bezpośrednio z Sądu Najwyższego zostały przekazane do sądu w Słupsku - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie Sławomir Przykucki.
W śledztwie ustalono, że Jolanta P. od 4 listopada 2003 roku do 20 sierpnia 2018 roku w krótkich odstępach czasu i z góry powziętym zamiarem przywłaszczyła z kasy zapomogowo-pożyczkowej 577 747,15 złotych, czyli mienie o znacznej wartości. - Kasa pozostała pusta - powiedział 26 listopada prokurator Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Zaznaczył wówczas, że kobieta jest oskarżona ponadto o wytwarzanie dokumentów o przyznaniu jej pożyczek. Na ich podstawie brała czeki gotówkowe i pobierała pieniądze, które następnie przelewała na swoje konto bankowe. Prokuratura zarzuciła też Jolancie P. fałszowanie wyciągów bankowych i dokumentacji księgowej oraz złamanie ustawy o rachunkowości poprzez nieprowadzenie sprawozdań finansowych.
Jolanta P. przyznała się do popełnienia zarzucanych czynów. Przywłaszczonymi pieniędzmi miała regulować osobiste wydatki.
O działanie wspólnie i w porozumieniu, którego skutkiem było przywłaszczenie pieniędzy z kasy zapomogowo-pożyczkowej, prokuratura oskarżyła także Bożenę U. i Władysławę S., emerytowane już pracownice sądu, które zasiadały w zarządzie kasy. Pierwsza była jego przewodniczącą, druga członkinią.
Jak podał w listopadzie prokurator Gąsiorowski, to zarząd kasy miał sprawować nadzór nad jej finansami. Faktycznie nie działał: - To od Bożeny U. i Władysławy S. główna oskarżona miała uzyskiwać czeki, przedstawiać im dokumentację, której te nie weryfikowały. Ponadto w czasie sprawowania funkcji w zarządzie kasy obie przeszły na emeryturę. Nie powiadomiły o tym członków kasy, nie odbyły się nowe wybory.
Zarówno Bożena U., jak i Władysława S., nie przyznały się do popełnienia zarzucanych im czynów. - Tłumaczyły, że wydawało im się, że jako emerytki mogą być w zarządzie kasy zapomogowo-pożyczkowej. Nie miały świadomości, że ich kadencja mogła wygasnąć. Jolancie P. zaufały. Informacje i dokumenty, które im przekazywała w sprawie stanu finansowego kasy, wydawały się wiarygodne - informował Ryszard Gąsiorowski.
Wobec trzech oskarżonych jako środki zapobiegawcze zastosowano poręczenie majątkowe w wysokości dwóch tysięcy złotych. Mają też zakaz opuszczania kraju. Grozi im do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Sprawa wyszła na jaw w sierpniu 2018 roku, bo członkowie kasy nie mogli doczekać się uzyskania pożyczki, a ci, którzy chcieli wycofać swoje wkłady, dowiadywali się, że w kasie nie ma pieniędzy. Kontrolę przeprowadzili prezes i dyrektor sądu. Wielostronicowy protokół pokontrolny przekazany prokuraturze wskazywał na możliwość popełnienia przestępstwa przywłaszczenia powierzonych pieniędzy i fałszowania dokumentacji. Wówczas szacowano, że z kasy zniknęło co najmniej 285 tysięcy złotych.
PAP/rz