
fot. słuchacz
Mieszkaniec Szczecinka musiał zapłacić 500 złotych kary oraz usunąć na własny koszt pojazd z tafli jeziora.
Niewiele brakowało, a tragedią mogła zakończyć się wyprawa 23-letniego mieszkańca Szczecinka, który samochodem terenowym wjechał na zamarzniętą taflę jeziora Wielimie. Pokrywa lodowa była na tyle cienka, że lód zarwał się pod jednym z kół.
Mężczyźnie nic się nie stało i o własnych siłach wydostał się na brzeg jeziora. - Jeździł niefrasobliwie samochodem po zamarzniętym jeziorze. Wiedział, że zbiornik jest płytki. Przecenił jednak swoje możliwości. W pewnym momencie lód zarwał się pod pojazdem, uniemożliwiając wyjechanie. 23-latek kiedy nie poradził sobie z tą sytuacją, wezwał służby ratunkowe - relacjonowała aspirant Anna Matys, rzeczniczka szczecineckiej policji.
Remigiusz Farynik, wiceprezes WOPR-u powiatu szczecineckiego nie szczędzi krytyki pod adresem kierowcy. Podkreślił, że takie zachowanie mogło doprowadzić do tragedii: - Na szczęście nie było tak głęboko, by auto schowało się pod wodą. Nie jesteśmy w Szwecji, Finlandii czy Rosji, gdzie temperatury sięgają -30 stopni i lód ma więcej niż pół metra grubości.
Przedstawiciele wszystkich służby ratunkowych przyznają, że w swojej wieloletniej pracy ani razu nie spotkali się z przypadkiem osoby, która wjechała samochodem na zamarznięte jezioro. W minionym sezonie ratownicy WOPR interweniowali w przypadku baloniarza, który wylądował na zamarzniętym jeziorze w centrum Szczecinka.
ms/rz
Czytaj więcej
Posłuchaj
materiał Mateusza Sienkiewicza- 00:00:00 | 00:00:00
::