Naukowcy nazwali to zjawisko „paradoksem liczby przyjaciół”. Paradoks, bo jesteśmy przekonani, że im większe mamy grono przyjaciół, tym bardziej jesteśmy lubiani i popularni, co z kolei sprawia, że przyciągamy do siebie więcej osób. Ale badania naukowców z Hong Kongu pokazały, że jest dokładnie odwrotnie - to osoby z węższym gronem bliskich przyjaciół przyciągają więcej nowych znajomych i są postrzegani jako lepsi kandydaci na przyjaciół. - Relacje społeczne są kluczem do naszego dobrego samopoczucia, ale nasze przekonania są często błędne i kiedy inicjujemy te relacje, przyjmujemy niewłaściwe strategie - powiedział w rozmowie z „Insider” autor badania Xianchi Dai z The Chinese University of Hong Kong Business School.
Seria badań przeprowadzonych przez Dai i jego zespół pokazała, że osoby z największą liczbą przyjaciół miały najmniejsze szanse na nawiązanie potencjalnie długotrwałej relacji.
Naukowcy wyjaśniają, że to zjawisko może wytłumaczyć kilka czynników. Z jednej strony ci, którzy mają szerokie grono znajomych, postrzegani są jako osoby o ciekawej osobowości. Ale z drugiej zaś strony są negatywne aspekty takiej sytuacji - bogate życie towarzyskie i szeroki krąg przyjaciół może powodować, że takie osoby mają mniej czasu i energii na podtrzymywanie nowych relacji. Dai dodaje, że ten paradoks może również wynikać z faktu, że osoby popularne budzą respekt - nie chcemy nawiązywać z nimi znajomości, bo boimy się odrzucenia.
Warto przypomnieć w tym miejscu inne badania, które wykazały, że do szczęścia nie potrzebujemy bardzo szerokiego grona znajomych. Profesor antropologii ewolucyjnej Robin Dunbar z Uniwersytetu Oksfordzkiego wyliczył, że człowiek może mieć w sumie ok. 150 znajomych - tyle znaczących więzi możemy stworzyć i je podtrzymywać. Twierdził, że większość ludzi klasyfikuje dzieli to grono znajomych na: zwykłych znajomych, kolegów, przyjaciół i najlepszych przyjaciół. I wykazywał, że większość z nas bliskie przyjaźń nawiązuje z nie więcej niż pięcioma osobami.