fot. wikipedia
Badania nie wykazały śladów trucizny w organizmie Aleksieja Nawalnego i lekarze nie uważają, by próbowano go otruć - poinformował w piątek dziennikarzy Anatolij Kaliniczenko, zastępca lekarza naczelnego szpitala w Omsku, gdzie leczony jest opozycjonista.

- Nie wykryto trucizn ani śladów ich obecności w organizmie. Diagnoza "zatrucie" na pewno pozostaje w naszej świadomości, ale nie uważamy, aby pacjent został zatruty - powiedział lekarz.

Dodał, że medycy postawili diagnozę, ale nie będą informować o niej mediów. Została ona przekazana jedynie rodzinie Nawalnego - żonie i bratu. - Mamy powikłania, stany, w których on teraz się znajduje i które mieszczą się w pełni w strukturze postawionej przez nas diagnozy - powiedział Kaliniczenko.

W piątek lekarze uznali też, że nie może on być zabrany ze szpitala, gdyż nie pozwala na to jego stan. Tymczasem do Omska przybył samolot z Niemiec, który miał zabrać Nawalnego na leczenie za granicą.

Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny z podejrzeniem zatrucia nieznaną substancją przebywa w szpitalu w Omsku w stanie śpiączki. Zdaniem współpracowników Nawalnego truciznę podano mu w herbacie, którą wypił na lotnisku. Bliscy opozycjonisty poinformowali również dziennikarzy, że przedstawicielka policji transportowej powiedziała głównemu lekarzowi szpitala w Omsku, iż zidentyfikowano truciznę, groźną nie tylko dla Nawalnego, ale i dla otoczenia.

Sytuacja zaniepokoiła międzynarodową społeczność. Głos zabrał m.in. polski premier Mateusz Morawiecki, który na Twitterze napisał: "Jestem bardzo zaniepokojony doniesieniami o zatruciu Aleksieja Nawalnego, jego stanie zdrowia i odmowie wyjazdu z Rosji. Musimy mieć 100 proc. pewności, że jego bezpieczeństwo jest gwarantowane. Polska wspiera starania o zapewnienie Panu Nawalnemu najlepszego dostępnego leczenia".


PAP/ar