fot. PAP/Marcin Bielecki
W szczecińskim szpitalu wojewódzkim po raz pierwszy przetoczono w czwartek osocze ozdrowieńca osobie zakażonej koronawirusem. Pacjentka wymaga intensywnej opieki medycznej, nie pomogły inne możliwości leczenia.

- Przeprowadzono dzisiaj procedurę przetoczenia osocza ozdrowieńców. To świeża sprawa, nie jesteśmy pierwsi w Polsce - zasługę trzeba oddać panu profesorowi Krzysztofowi Tomasiewiczowi z Lublina. (…) Zobaczymy, jak będzie wyglądał stan kliniczny chorej - powiedział w czwartek dziennikarzom naczelny lekarz ds. COVID prof. Miłosz Parczewski ze szpitala wojewódzkiego w Szczecinie.

Pacjentka, której przetoczono osocze jest w ciężkim stanie, od dłuższego czasu wymaga intensywnej opieki medycznej, a lekarze - jak powiedział zakaźnik - wyczerpali już wszystkie możliwości, także leczenia eksperymentalnego, nie uzyskując zadowalającej poprawy.

Obecnie dawcą osocza może zostać osoba w wieku 18-60 lat, która przebyła zakażenie koronawirusem i minęło przynajmniej 14 dni od ostatniego ujemnego wyniku na obecność SARS-CoV-2. - W Polsce dopiero zaczynają pojawiać się ludzie, którzy mogą oddawać osocze - wskazał prof. Parczewski.

Szpital wojewódzki przy ul. Arkońskiej w Szczecinie został przekształcony w szpital zakaźny w połowie marca. Jak wskazał prof. Parczewski, pacjentami opiekuje się wielu różnych specjalistów: zakaźnicy, anestezjolodzy, nefrolodzy czy kardiochirurdzy.

- Jako zakaźnicy prowadzimy wszystkie leczenia, które są dostępne - także terapie eksperymentalne, zarówno chlorochiną, jak i nowoczesnymi przeciwciałami monoklonalnymi, tocilizumabem - na razie z przyzwoitym efektem - powiedział lekarz.

Dodał, że każdy przypadek analizowany jest "bardzo precyzyjnie", a terapie dobierane są pod pacjentów, w stałym kontakcie z komisją bioetyczną. - Walczymy o każdego chorego, o każdego pacjenta - zaznaczył prof. Parczewski dodając, że w szpitalu przy ul. Arkońskiej nie było dotychczas przypadku śmierci osoby ze zdiagnozowanym koronawirusem.

- Uważamy, że część pacjentów poddanych terapii eksperymentalnej się poprawiła, ale to nie są systematyczne badania, takie, jakie przeprowadza się nad skutecznością leku z grupą kontrolną. To są serie przypadków i doświadczenia eksperckie. Ta wiedza medycznie i rekomendacyjnie ma ograniczoną wartość. Ale ma wartość dla pojedynczego człowieka, bo jemu się pomaga - podkreślił zakaźnik.

Zapytany o to, czy w Zachodniopomorskiem widoczne są ogniska epidemii, lekarz odpowiedział, że takich źródeł jest kilka. - Widzimy wyraźnie, że w niektórych powiatach i w niektórych gminach tych zakażeń jest więcej. Dominowały Gryfice i ich okolice, teraz były też infekcje w Koszalinie - powiedział.

Dopytywany o to, z czego taka sytuacja może wynikać, odpowiedział "ze szczęścia". - To jest zasianie wirusa w danej populacji albo nie i to jest przypadek, który też może się zmienić - wyjaśnił prof. Parczewski.

Wskazał też, że mimo zmniejszania obostrzeń i powszechnego obowiązku noszenia maseczek, nadal trzeba zachować bardzo dużą ostrożność. - To jest nowy wirus. W populacji polskiej układa się bardzo dobrze - to znaczy mamy bardzo mało zakażeń. Ale trzeba też pamiętać o drugiej stronie - mamy bardzo mało ludzi, którzy są odporni na tego wirusa. Ryzyko "boomu" będzie dość długo i będzie się utrzymywać niestety przez dłuższy czas - podkreślił prof. Parczewski.

W Zachodniopomorskiem zdiagnozowano dotychczas 304 przypadki zakażenia SARS-CoV-2, 4 osoby zmarły.

PAP/ar