fot. Mateusz Sienkiewicz
"To było bandyckie zachowanie, wyrok musi być surowy". Zakończył się proces w sprawie podpalenia samochodów Aleksandra Jacka, szefa Stowarzyszenia "Nasz Słupsk".

Kary półtora roku pozbawienia wolności dla Czesława M., oskarżonego o podpalenie samochodów zażądał prokurator w trakcie mowy końcowej. W przypadku Andrzeja O., który miał nakłaniać do tego czynu prokurator chce kary roku więzienia bez możliwości warunkowego zawieszenia. - Wyrok musi być surowy - mówił Dariusz Ziomek z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku:

Ma się wrażenie, że ten rodzaj bandyckiego napadu to jest zbliżony do starych zajazdów szlacheckich. Z zemsty zrobimy jakąś krzywdę i tym samym damy mu sygnał, że nie jesteśmy zadowoleni i żeby przestał kontynuować swoją działalność, która zagraża naszym interesom. prok. Dariusz Ziomek

Oskarżyciele chcą też, aby Czesław M. i Andrzej O. wypłacili w sumie pół miliona złotych odszkodowania Aleksandrowi Jackowi oraz jego żonie. Ma to być forma zadośćuczynienia za poniesione szkody. Mecenas Daniel Morzuch, obrońca Andrzeja O. ma zastrzeżenia do tych roszczeń:

Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej bez względu o ile występują, dostają po 250 tysięcy złotych zadośćuczynienia za śmierć w największej katastrofie lotniczej w historii Polski, a pan Aleksander żąda 250 tysięcy za poparzenie na dwóch palcach. mec. Daniel Morzuch

Publikację wyroku zaplanowano na przyszły wtorek.


MS/ds