Przed Sądem Rejonowym w Białogardzie ruszył proces Moniki S. i Mariusza J. z Karlina, których półtoraroczny synek został poparzony gorącą „zupką chińską”. Dziecko doznało poparzeń drugiego stopnia 15 proc. powierzchni ciała.
Prokuratura Rejonowa w Białogardzie oskarżyła Monikę S. i Mariusza J. o nienależyte sprawowanie opieki nad synkiem, narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także o nieudzielenie pomocy poparzonemu dziecku. Ponadto mężczyzna odpowiada przed sądem również za spowodowanie lekkich obrażeń ciała u starszego dziecka. Miał kilkukrotnie uderzyć je kijem.
- Na pierwszym terminie rozprawy oskarżeni składali wyjaśnienia. 31 stycznia i 4 lutego sąd będzie słuchał świadków - przekazał w czwartek PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie sędzia Sławomir Przykucki.
Według relacji rodziców chłopczyka, ich półtoraroczny synek 28 maja 2024 r. nieszczęśliwie poparzył się „zupką chińską”. Matka miała ją zalać wrzątkiem, postawić na stole, przy którym była kołyska z chłopcem i siedziało przy nim starsze dziecko. Naczynie z zupą zostało szturchnięte i gorąca ciecz wylała się na młodsze dziecko. Matka dzieci dzwoniła do ich babci i z nią konsultowała, jak leczyć poparzenie. Nikt z domowników nie wezwał do malucha pomocy medycznej, nie zgłosił się też z nim do lekarza. Rodzice chłopca uznali, że wystarczy smarowanie ran maścią i nic złego dziecku się nie stanie.
Mariusz J. do spowodowania lekkich obrażeń ciała u starszego dziecka się nie przyznaje.
Wobec oskarżonego stosowany jest tymczasowy areszt. Monika S. odpowiada przed sądem z wolnej stopy.
Obojgu rodzicom grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Sprawa wyszła na jaw przypadkowo po kilku dniach od zdarzenia, gdy 3 czerwca ub.r. w mieszkaniu rodziny w Karlinie (woj. zachodniopomorskie) pojawiła się policja wezwana do awantury między małżonkami. Funkcjonariusze zauważyli leżącego w łóżeczku półtorarocznego poparzonego chłopca. Wezwali karetkę i zatrzymali rodziców, którzy byli trzeźwi. Starsze dziecko przebywało wówczas u babci.
Chłopiec z oparzeniami drugiego stopnia twarzy, szyi, klatki piersiowej, brzucha, obu ramion i pleców, łącznie 15 proc. powierzchni ciała, karetką został najpierw przewieziony do szpitala wojewódzkiego w Koszalinie. Tam lekarze zadecydowali o przewiezieniu go do placówki medycznej w Szczecinie. Chłopiec miał wysoką gorączkę, było podejrzenie sepsy. Po kilku dniach pobytu w szpitalu stan jego zdrowia nie zagrażał już życiu.
Sąd rodzinny na wniosek prokuratury wydał zarządzenia tymczasowe o pieczy zastępczej dla obojga dzieci. Te aktualnie „urlopowane” przebywają u matki.
PAP/zn