Wygramy, bo mamy okazję zamknąć rozdział polityki napędzanej podziałami - powiedziała w poniedziałek wiceprezydent Kamala Harris podczas wiecu w Filadelfii, kończącego jej kampanię wyborczą. Donald Trump, podobnie jak cztery lata temu, zakończył kampanię w Grand Rapids w stanie Michigan, „obiecując wyzwolenie” USA „spod okupacji” imigrantów.
- Wygramy, ponieważ (...) my mamy okazję w tych wyborach, aby w końcu zamknąć rozdział dekady polityki, która była napędzana strachem i podziałami. Mamy tego dość. Dość. Jesteśmy tym wyczerpani. Ameryka jest gotowa na nowy początek, gotowa na nową drogę naprzód, w której będziemy postrzegać naszego współobywatela nie jako wroga, ale jako sąsiada - zadeklarowała Harris, występując przed schodami Philadelphia Museum of Art, znanymi z kultowej sceny z filmu „Rocky”. Przed nią na scenie pojawili się też m.in. Lady Gaga, Ricky Martin, Oprah Winfrey i raper Will.I.Am.
Harris zasugerowała, że wybrała Filadelfię na miejsce swojego ostatniego wiecu, ponieważ „te słynne schody są hołdem (złożonym) tym, którzy zaczynają skazywani na porażkę i wspinają się do zwycięstwa”.
W swoim ostatnim przemówieniu podczas kampanii Harris postawiła na jednoczący przekaz i - w przeciwieństwie do wielu poprzednich wystąpień - niemal nie wspominała o swoim rywalu.
Harris łączyła się w Filadelfii z innymi wiecami i koncertami wyborczymi, zorganizowanymi w największych miastach wszystkich kluczowych stanów - Las Vegas, Phoenix, Raleigh, Detroit i Milwaukee - gdzie występowało wiele gwiazd muzyki, w tym Katy Perry, Christina Aguilera, Jon Bon Jovi i Fantasia. Wcześniej kandydatka Demokratów wystąpiła w innych miastach Pensylwanii - Pittsburghu, Reading i Allentown, gdzie zwracała się m.in. o poparcie do Portorykańczyków, obrażonych podczas niedawnego wiecu Trumpa w Nowym Jorku.
Donald Trump swój ostatni wiec wyborczy zorganizował - podobnie jak w 2016 i 2020 r. - w Grand Rapids, drugim największym mieście stanu Michigan. Wcześniej tego dnia występował w Raleigh w Karolinie Północnej oraz Reading i Pittsburghu w Pensylwanii.
Wchodząc na scenę z dwugodzinnym opóźnieniem, pół godziny po północy i kończąc po godz. 2, Trump zapowiedział, że jeśli wygra (swoje szanse szacował na 95 proc.), będzie to „początek złotego wieku Ameryki”. Powiedział, że „Bóg ocalił go, by ocalić Amerykę”. Obiecywał, że dzień wyborów będzie „dniem wyzwolenia” kraju spod „okupacji” imigrantów i ich inwazji. Dodał, że zwycięży jego rywalka, to „nie wie, czy kraj to wytrzyma”. Twierdził, że walczy przeciwko „bardzo nikczemnemu systemowi” i nazwał byłą spikerkę Izby Reprezentantów Nancy Pelosi „nikczemną, chorą, świrniętą s...”, a jej sojusznika Adama Schiffa - „szumowiną” z „głową jak arbuz”. Zapowiadał również, że będzie dobrze się dogadywał z Chinami i chętnie przyjmie chińskie inwestycje i fabryki samochodów.
- Już za chwilę musicie wstać i powiedzieć Kamali, że macie dość. Niszczysz nasz kraj. (...) Powiecie: „Kamala, jesteś okropna w swojej pracy”. Nie wiesz, co robisz. Jesteś osobą o niskim IQ. (...) Jesteś zwolniona, wynoś się do diabła - powiedział Trump.
Jak zauważały media, w porównaniu do poprzednich lat końcowe wydarzenia wyborcze byłego prezydenta nie cieszyły się taką popularnością jak niegdyś, a hale w Raleigh, Reading i Grand Rapids były w około 1/3 puste. Podczas swoich wystąpień Trump, jak zwykle, czynił wiele dygresji, mówiąc na przykład, że chciałby zobaczyć Kamalę Harris w ringu z Mike'iem Tysonem, czy narzekając, żę jego rywalka „skopiowała” jego skecz, występując w programie komediowym „Saturday Night Live”.
Być może jednak najbardziej kontrowersyjną wypowiedź ostatniego dnia kampanii należała do republikańskiego kandydata na wiceprezydenta JD Vance'a, który nazwał Kamalę Harris „śmieciem”, który razem z wyborcami „wyniosą” po przegranych przez nią wyborach.
PAP/aś