
fot. PAP/Zbigniew Meissner
Tylko jeden mecz dzieli polskich piłkarzy od awansu do mistrzostw świata. We wtorek o 20.45 w finale baraży podejmą na Stadionie Śląskim w Chorzowie Szwedów. To niewygodny rywal dla biało-czerwonych, ale Polacy nie są na straconej pozycji, bowiem reprezentacja „Trzech Koron” jesienią przegrała jednak trzy wyjazdowe mecze.
Podopieczni Czesława Michniewicza, pełniącego funkcję selekcjonera od niespełna dwóch miesięcy, mieli zagrać 24 marca półfinał barażowy o awans do mistrzostw świata z Rosją w Moskwie, lecz po wykluczeniu reprezentacji tego kraju przez FIFA - w związku z agresją zbrojną na Ukrainę - zwyciężyli walkowerem.
W tej sytuacji awansowali bezpośrednio do finału. We wtorkowy wieczór zmierzą się ze Szwecją, która w półfinale pokonała u siebie po dogrywce Czechy 1:0. Spotkanie na Stadionie Śląskim musi wyłonić zwycięzcę - w przypadku remisu będzie dogrywka i ewentualnie rzuty karne.
Biało-czerwoni nie marnowali czasu przed finałem. W ubiegły czwartek zagrali w Glasgow towarzyskie spotkanie ze Szkocją i zremisowali 1:1.
Z powodu urazów odniesionych w tym meczu nie mogą zagrać ze Szwecją Arkadiusz Milik i Bartosz Salamon, ale do zdrowia wróciło kilku innych piłkarzy - przede wszystkim oszczędzany w Glasgow Robert Lewandowski. To właśnie postawa kapitana kadry, najlepszego piłkarza świata w dwóch ostatnich edycjach plebiscytu FIFA, będzie kluczowa.
Wśród Szwedów największą gwiazdą jest 40-letni Zlatan Ibrahimovic, wciąż groźny pod bramką rywali, ale wiek robi swoje - słynny napastnik nie zagra w pełnym wymiarze we wtorkowy wieczór. - Nie zdradzę, ile minut zagra Zlatan. Porozmawiam z drużyną, wszystko zaplanujemy. Wiele będzie zależało od przebiegu meczu - przyznał szkoleniowiec gości Janne Andersson.
Trener Michniewicz już wiele dni przed półfinałem Szwecja - Czechy nie ukrywał, że woli grać ze skandynawskim zespołem, ponieważ to przeciwnik łatwiejszy do rozpracowania niż Czesi. W poniedziałek, dzień przed finałem, powtórzył, że wie sporo o rywalach: - Zaczęliśmy analizować Szwedów już wcześniej, a potem przyspieszyliśmy te prace, gdy się dowiedzieliśmy, że nie zagramy z Rosją. O Szwedach wiem dużo, może nawet za dużo, bo czasem rano się budzę ze Szwedami przed oczami.
Szwedzi w przeszłości kilka razy okazywali się zbyt trudną przeszkodą dla biało-czerwonych. Tak było m.in. w eliminacjach mistrzostw Europy 2000 oraz 2004.
Obecne pokolenie polskich piłkarzy ma inne rachunki do wyrównania - za ubiegłoroczne mistrzostwa Europy. Wówczas, w ostatnim meczu fazy grupowej, Szwedzi wygrali 3:2 i awansowali do 1/8 finału (gdzie ulegli Ukraińcom), a biało-czerwoni zakończyli udział w turnieju.
Jeśli spojrzeć na ostatnie wyniki reprezentacji Szwecji z jesieni, to nie wyglądają one imponująco. Podopieczni Anderssona przegrali trzy wyjazdowe mecze w eliminacjach mistrzostw świata. We wrześniu ulegli Grecji 1:2, a w listopadzie - Gruzji 0:2 oraz Hiszpanii 0:1.
Słynny „Kocioł Czarownic” powinien być więc atutem biało-czerwonych, dopingowanych przez komplet widzów. Fani ze Szwecji mają tylko 250 biletów.
Polska dotychczas wystąpiła na ośmiu mundialach, a Szwedzi - dwunastu. Co ciekawe, w XXI wieku układało się to identycznie - reprezentacje obu krajów wystąpiły na mistrzostwach świata w 2002, 2006 i 2018 roku, a zabrakło ich w 2010 i 2014 roku.
PAP/rz
