
fot. Jarosław Ryfun
Do pożaru w escape roomie przy ul. Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia 2019 roku. Zginęło w nim pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic klasy III Gimnazjum nr 9, obecnie SP nr 18. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną tej tragedii. Prokurator regionalny w Szczecinie w ostatnich dniach przedłużył śledztwo do 28 lutego.
Prokurator okręgowy w Koszalinie Krzysztof Kozber zaznaczył w rozmowie z PAP, że do zamknięcia śledztwa
brakuje ostatniej ze zleconych opinii, która ma dotyczyć działania służb
ratowniczo-medycznych. Jej wykonanie powierzono Katedrze i Zakładowi
Medycyny Sądowej PUM w Szczecinie. Wstępnie planowano, iż będzie ona
gotowa w listopadzie. Według ostatnich zapewnień biegłych, jak podał
prokurator okręgowy, ci potrzebują jeszcze stycznia na jej sporządzenie
ze względu na obszerną i skomplikowaną materię.
Prok. Kozber podkreślił, że rozważano taką ewentualność, by zakończyć główny wątek śledztwa w planowanym wcześniej terminie, czyli do 31 grudnia 2020 r., i skierować akt oskarżenia do sądu przeciwko obecnie podejrzanym. Natomiast wątek dotyczący działania służb ratowniczych zostałby wyłączony i byłby wówczas badany przez śledczych w odrębnym postępowaniu. Jednak w związku z ostatnim postanowieniem Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z 1 grudnia o nieprzedłużeniu stosowania tymczasowego aresztowania wobec głównego podejrzanego Miłosza S., prokuratura chce poczekać z zamknięciem śledztwa do uzyskania oczekiwanej opinii.
- Sąd apelacyjny w decyzji przelanej na papier, którą dostaliśmy kilka dni temu, stwierdził, że należy poczekać, zapoznać się z opinią, bo ona może mieć wpływ na stopień odpowiedzialności obecnych podejrzanych - zaznaczył prok. Kozber.
Podkreślił, że nie znając treści opinii, nie można wykluczyć, iż za śmierć dziewcząt w pewnym stopniu odpowiedzialni są np. ratownicy medyczni, że gdyby zachowali się inaczej, bardziej profesjonalnie, mogliby uratować życie jednej, dwóch a może wszystkich pięciu dziewcząt. Jeśli opinia wskazywałaby na takie okoliczności, to, jak zaznaczył prokurator okręgowy, na kwestię odpowiedzialności obecnych podejrzanych trzeba by spojrzeć inaczej.
- To nie zwalniałoby ich z odpowiedzialności, ale ta odpowiedzialność rozłożyłaby się trochę inaczej. Wtedy należałoby zmodyfikować obecnym podejrzanym zarzuty - powiedział prok. Kozber.
Zaznaczył, że zlecona niemal równolegle opinia z zakresu działania straży pożarnej, którą biegli ze Szkoły Głównej Słyżby Pożarniczej w Warszawie sporządzili i dostarczyli prokuraturze w listopadzie, nie wykazała nieprawidłowości w działaniach strażaków w związku z pożarem escape roomu. - Opinia nie pozwoliła na postawienie nowym osobom zarzutów - mówił prok. Kozber.
Do tragicznego pożaru w escape roomie „To Nie Pokój” w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia 2019 r. po godz. 17. Zginęło w nim pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic klasy III „d” Gimnazjum nr 9, obecnie SP nr 18. Według ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się z butli gaz (butle zasilały piecyki w budynku). Ogień miał uniemożliwić 25-letniemu pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Jedyne okno w pomieszczeniu od wewnątrz było zabite deskami, od zewnątrz było okratowane. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia 2019 r. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.
29-letni Miłosz S. z Poznania, organizator escape roomu, był pierwszym podejrzanym o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie w Koszalinie 4 stycznia 2019 r. i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt. Tożsame zarzuty usłyszały w październiku 2019 r. jeszcze trzy osoby: Małgorzata W. - babcia organizatora escape roomu, która rejestrowała działalność., Beata W. - matka podejrzanego, która współprowadziła działalność, i Radosław D. - pracownik escape roomu. Podejrzanym grozi do 8 lat więzienia.
Miłosz S. w areszcie przebywał od 7 stycznia 2019 r. do 10 listopada 2020 r. Ten środek zapobiegawczy był też stosowany wobec Radosława D. od 19 października 2019 r. przez rok.
PAP/ar
