fot. Bundesarchiv
Ciało w znacznym już stanie rozkładu zostało poddane badaniom DNA. Ich wyniki poznamy w przyszłym miesiącu. Złoty łańcuch, który znaleziono przy zwłokach, wskazał jednak śledczym, że mogą to być szczątki zaginionego nurka z Poznania.

Policjanci już powiadomili o zajściu rodzinę. Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Lęborku.

Robert Szlechta był biznesmenem. W lipcu 2012 roku wraz z kolegami udał się na wyprawę nurkową. Po zejściu pod wodę już nie wypłynął. Jego towarzysze zgłosili policji, że schodzili na wrak zatopionego przez Rosjan w 1945 roku statku Terry. Ciała Szlechty jednak tam nie odnaleziono.

Rodzina nie uwierzyła w historię kolegów nurka, ponieważ przed wyjazdem mówił, że będzie schodził na wrak Gustloffa, niemieckiego statku, na którym wydarzyła się największa morska katastrofa w historii ludzkości. 30 stycznia 1945 roku płynął z Gdyni, został storpedowany przez radziecki okręt podwodny i zatonął w okolicach Łeby. Gustloffem płynęło od 6 tysięcy do 10 tysięcy osób, głównie niemieckich cywilów. Z katastrofy uratowano 1200 rozbitków. Zbliżanie się do Gustloffa jest zabronione, statek ma status podwodnej mogiły. Za nielegalne nurkowanie można otrzymać mandat na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Rodzina Szlechta podejrzewa, że jego koledzy nie chcieli powiedzieć, że schodzili na okręt ze względu na wysoką karę.

Jeśli okaże się, że są to szczątki nurka z Poznania, to wówczas jego kolegom mogą zostać przedstawione zarzuty nieudzielenia pomocy, składania fałszywych zeznań oraz narażenia na utratę życia lub zdrowia ratowników, którzy szukali zwłok przy wraku innego statku.

Prokuratura Rejonowa w Lęborku na razie prowadzi postępowanie o nieumyślne spowodowanie śmierci nieznanej osoby.

red./rż

screen z filmu Sławka Packi „Wilhelm Gustloff”