W Koszalinie w okolicach akademików widywany był kulejący jelonek. Zaniepokojeni mieszkańcy dzwonili do straży miejskiej, do powiatowego lekarza weterynarii, do ratusza. Okazuje się, że ani włodarze miasta ani żadna ze służb nie ma w kompetencji pomocy dzikim zwierzętom, które znajdują się na terenie Koszalina.
W ubiegłych latach takie zwierzęta odławiali pracownicy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami razem z Powiatowym lekarzem weterynarii. W tym roku umowa nie została przedłużona.
- TOZ w ubiegłym roku wypowiedział umowę, ponieważ byliśmy „pod ostrzałem” Powiatowej Inspekcji Weterynarii. Twierdzili, że musimy mieć specjalistów i osobny samochód do wożenia dzikich zwierząt. W związku z tym niezadowoleniem, daliśmy sobie spokój z odławianiem - mówi Bogumiła Tiece z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Agnieszka Kunc, dyrektor Wydziału Środowiska w Koszalinie twierdzi, że dzikie zwierzęta należą do Skarbu Państwa i miasto nie ma obowiązku ich odławiania.
- Gmina nie jest wskazana jako podmiot, który ma się zajmować dzikim zwierzętami. Istnieje potężna luka w prawie, przez którą żadna z tych służb nie jest wyposażona w określone środki.
Według pisma wojewody z 27 grudnia 2017 roku, które wpłynęło do powiatowego lekarza weterynarii w Koszalinie, wyłapywanie i zapewnienie opieki weterynaryjnej dzikim zwierzętom jest zadaniem własnym gminy.
W czwartek jelonek został odłowiony. Problem dzikiej zwierzyny nie został jednak rozwiązany, ponieważ miasto nadal nie podpisało umowy z żadną instytucją.
PCh/ez
Posłuchaj
Problem z dziką zwierzyną w Koszalinie - ciąg dalszy sprawy- 00:00:00 | 00:00:00
- 00:00:00 | 00:00:00