fot. Enea PTPS Piła/Facebook
Czarne chmury zbierają się nad PTPS-em Piła. Drużyna siatkarek doznała trzeciej porażki w ekstraklasie, ale od początku sezonu trapią ją problemy nie do końca związane ze sportem - zmiana trenera, zakażenie koronawirusem i niedawna śmierć prezesa klubu.

Nowy sezon dla pilanek rozpoczął się od niespodziewanej zmiany trenera - dwa tygodnie przed inauguracją rozgrywek z posady szkoleniowca zrezygnował Mirosław Zawieracz, którego zastąpił Adam Grabowski. Zespół po dwóch porażkach w lidze musiał udać się na 10-dniową kwarantannę w związku z pojawieniem się pozytywnych wyników na obecność koronawirusa. W ubiegłym tygodniu w trakcie kwarantanny zmarł współzałożyciel klubu i jego wieloletni prezes Radosław Ciemięga.

W poniedziałkowy wieczór pilanki zagrały pierwsze od ponad trzech tygodni spotkanie ligowe, we własnej hali przegrały z Grotem Budowlanymi Łódź 0:3, ale mecz nie był tak jednostronny, jakby wskazywał wynik. Grabowski nie ukrywał, że po tych wszystkich perturbacjach obawiał się najgorszego.

- Bałem się, że po kumulacji tych wszystkich rzeczy, ten mecz będzie wyglądał źle. W sobotę na treningu pojawił się jednak promyk nadziei, że wcale to nie musi być jakaś katastrofa. Wprawdzie w niedzielę trochę to już +kulało+, musiałem też zmniejszyć tempo zajęć, ale spotkanie było całkiem przyzwoite z naszej strony. Postawa mojej drużyny była naprawdę godna pochwały, rywalki musiały się naprawdę napocić, by nas ograć. Myślę, że dziewczyny, na tyle, na ile potrafiły, te wszystkie problemy zostawiły w szatni
- powiedział PAP szkoleniowiec Enei PTPS.

Grabowski stara się wyciągać pozytywne aspekty z kolejnej porażki, ale jak przypomniał, pracuje w Pile niewiele ponad miesiąc, a w międzyczasie drużyna znalazła się w lockdownie: - Udało się pokazać środkowym, jak ułożyć ręce do bloku. Mamy natomiast problem z dograniem piłki do rozgrywającej, gdy ona jest w pierwszej linii, nie stwarzamy zagrożenia w grze "kiwką", te dogrania są za dalekie od siatki. Przez to gramy zbyt przewidywalnie, rywale w ciemno idą do naszego lewego skrzydła, a zawodniczki na tej pozycji mają problem ze skończeniem ataku. To są niuanse, ale bardzo istotne. Staram się wprowadzić w zespole swoje rządy, próbuję go trochę przemodelować, lecz to wymaga czasu, a także zaufania. Jeśli przekonam dziewczyny, że te moje wskazówki są dobre, to wierzę, że przyniesie to efekty.

Pilanki bez zdobytego punktu i bez wygranego seta zamykają tabelę ekstraklasy. Grabowski, mimo przeciwności losu, stara się spoglądać optymistycznie w przyszłość, choć ta też jest niepewna.

- Spotkanie z Budowlanymi pokazało, że w moim zespole drzemią jeszcze rezerwy i musimy je wykorzystać. Jestem przekonany, że możemy jeszcze powojować w tej lidze. Myślę, że potrzeba cierpliwości, najpierw wygrajmy jednego seta, potem dwa i w końcu cały mecz. Problem w tym, że dziś nawet nie wiem, gdzie i kiedy zagramy kolejne spotkanie. W poniedziałek mieliśmy zmierzyć się w Rzeszowie z Developresem, ale ich też dotknął koronawirus. Czekamy na decyzje - przyznał opiekun PTPS-u.

Jego zdaniem, właśnie koronawirus może okazać się głównym rozgrywającym w lidze, dlatego zastanawia się, czy nie byłoby rozsądnym rozwiązaniem, gdyby ekstraklasa została zamknięta, bez degradacji. Zgodnie z regulaminem, do pierwszej ligi spadnie ostatnia drużyna po rundzie zasadniczej.

- Może wydarzyć się sytuacja, że drużyna gdzieś balansuje na krawędzi utrzymania i w końcówce sezonu dopada ją koronawirus. Zespół znajdzie się na kwarantannie, a potem w jakimś trybie pilnym będzie musiał rozegrać dwa-trzy mecze, które będą decydowały o spadku. Nie wiem, czy to do końca będzie sprawiedliwe. Niestety, mamy w tej chwili nienormalne czasy. Dlatego może warto zastanowić się nad takim właśnie rozwiązaniem - podsumował szkoleniowiec.

Nie jest tajemnicą, że w ostatnim czasie PTPS borykał się z kłopotami natury finansowej. Z powodu zaległości znajduje się m.in. na tzw. czarnej liście Międzynarodowej Federacji Siatkówki i jest objęty zakazem transferów. Nie wiadomo też, kto przejmie stery po zmarłym prezesie, który kierował klubem praktycznie od jego początku, czyli od 27 lat.

PAP/rz