fot. PAP/EPA/Biel Alino
Ponad 360 strażaków z kilku europejskich krajów, w tym z Polski, pozostawało we wtorek zaangażowanych w walkę z rozległym pożarem na południu Francji, który wybuchł tam w ostatnich dniach.

W kilku gigantycznych pożarach, trawiących od początku lata południowo-zachodnie rejony Francji, spłonęło 7400 hektarów gruntów, w tym lasy sosnowe uchodzące za jeden z najbardziej urokliwych elementów tamtejszego krajobrazu.

Jak poinformowała agencja AFP, w stanie gotowości pozostaje cała grupa 146 polskich strażaków, którzy stanowią najliczniejszą zagraniczną ekipę ratowniczą. Jest także 141 strażaków niemieckich i austriackich oraz 77 z Rumunii.

Podpułkownik Laurent Pham z miejscowej straży pożarnej powiedział, że "ogień wciąż płonie pod ziemią, w torfowej glebie". - Naszą misją jest teraz gaszenie gorących punktów, kontynuowanie prac na granicach pożarów i zabezpieczenie terenu, aby uniknąć ponownego wznowienia stałego, niekontrolowanego ognia - powiadomił.

Podkreślił przy tym, że ryzyko powstania nowych pożarów jest duże, bowiem w przyszłym tygodniu można spodziewać się dalszego wzrostu temperatury.

Wcześniej we wtorek oficer prasowy polskiej grupy ratowniczej asp. Łukasz Nowak poinformował, że Polacy realizują działania związane z dogaszaniem ognisk pożaru. W ubiegły piątek polska grupa ratownictwa dojechała do Francji, w okolice Bordeaux, gdzie płonęło prawie 1000 hektarów lasów. W grupie ratowniczej jest 146 strażaków i 49 samochodów gaśniczych z województw zachodniopomorskiego oraz dolnośląskiego. Są to dwa moduły do gaszenia pożarów lasów z ziemi z użyciem pojazdów (dwa moduły GFFFV).

Także we wtorek francuska stacja telewizyjna BFM podała, że od początku lata zatrzymano we Francji 25 osób podejrzanych o podpalenia lasów i pól.

PAP/ar