fot. PAP/Michał Meissner
Ratownicy przeszukujący rumowisko powstałe po wybuchu najprawdopodobniej gazu na probostwie w katowickiej dzielnicy Szopienice odnaleźli ciało drugiej poszukiwanej pod gruzami osoby. Obie kobiety nie żyją. Strażacy kończą poszukiwania i kontynuują odgruzowywanie rumowiska. Może to potrwać jeszcze wiele godzin.

Do wybuchu - najprawdopodobniej gazu - doszło w piątek około 8.30 rano. Początkowo wydawało się, że wszystkie osoby przebywające w budynku w chwili eksplozji przeżyły. Potem ustalono, że na probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej mieszkały jeszcze dwie osoby: matka i córka. Rozpoczęto poszukiwania. Na ciało pierwszej z kobiet ratownicy natrafili około 12.30, ciało drugiej odnaleźli ponad dwie godziny później.

- W trakcie dalszych prac ratunkowo-poszukiwawczych, o godzinie 14.43 zostało odnalezione ciało drugiej osoby. Niestety, został również stwierdzony zgon tej osoby - poinformował na miejscu akcji wojewoda śląski Jarosław Wieczorek. Wojewoda wraził współczucie dla bliskich ofiar wybuchu i złożył kondolencje rodzinom. Zostanie im zapewniona pomoc psychologiczna. - Prawdopodobnie pod gruzami nie znajduje się już nikt, ale oczywiście prace ratunkowo-poszukiwawcze będą prowadzone przez straż pożarną - dodał wojewoda, dziękując wszystkim ratownikom uczestniczącym w piątkowej akcji.

Służby kryzysowe nie podają na razie bliższych informacji na temat ofiar tragedii, m.in. nie potwierdzają oficjalnie, że mogły to być goszczące na parafii osoby z Ukrainy.

Zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej nadbrygadier Arkadiusz Przybyła poinformował, że gruzowisko raz jeszcze zostanie sprawdzone przez psy, szkolone do poszukiwań w rumowiskach żywych ludzi. Potwierdzi to obecne przekonanie, że pod gruzami nikogo już nie ma. Wówczas poszukiwania będą zakończone, a na rumowisku pojawi się ciężki sprzęt.

- Będziemy odgruzowywać i zabezpieczać budynek, który jest praktycznie do wyburzenia. Zapewne potrwa to jeszcze kilka godzin - dodał zastępca komendanta. W akcji ratowniczej w Katowicach uczestniczyło blisko 200 strażaków i kilkudziesięciu przedstawicieli innych służb, m.in. policji i pogotowia ratunkowego. W trakcie akcji ratownicy odnaleźli w gruzach małego pieska - zwierzę udało się uratować, prawdopodobnie nic mu się nie stało.

W szpitalach są obecnie cztery osoby: to mężczyzna przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, dwie dziewczynki w wieku 3 i 5 lat leczone w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, a także ich mama.

- Życie dziewczynek nie jest zagrożone, oddychają samodzielnie, są przytomne. Mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia. Natomiast uwzględniając cały charakter tego tragicznego zdarzenia, możemy mówić, że dzieci miały sporo szczęścia - powiedział rzecznik szpitala pediatrycznego. Pacjent leczony w "oparzeniówce" jest przytomny, po wstępnym zaopatrzeniu trafiła na oddział chirurgii ogólnej.

Ceglany budynek, w którym doszło do wybuchu, zbudowano na przełomie XIX i XX wieku. Był ogrzewany gazem z miejskiej sieci. Gazu używano także do gotowania. Najprawdopodobniej to wybuch gazu był przyczyną piątkowej katastrofy. Frontowa część trzypiętrowego domu została całkowicie zniszczona. Wiadomo już, że budynek trzeba będzie rozebrać.

Wybuch był tak silny, że w pobliskich domach wyleciały szyby, a nawet całe okna. Mocno ucierpiała specjalna szkoła podstawowa, gdzie uczy się ok. 30 dzieci, i technikum spożywcze, gdzie chodzi ok. 100 uczniów. Choć w poniedziałek kończą się ferie, do czasu zakończenia remontu dzieci mają uczyć się w innych placówkach lub zdalnie.

Zniszczony budynek to plebania parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach.

PAP/ar