fot. PSP/Twitter
Strażakom, którzy przylecieli w czwartek nad ranem do Bejrutu, aby pomóc w poszukiwaniu ofiar wybuchu, do którego doszło dwa dni temu, przydzielono do działań kilkuhektarowe gruzowisko.
Samolot PLL LOT z pomocą dla Libanu, ze strażakami, zespołem medycznym z
psami oraz m.in. sprzętem medycznym, lekami i środkami opatrunkowymi,
wystartował do Bejrutu w środę po godz. 23 z warszawskiego Lotniska
Chopina. Na lotnisku w Bejrucie wylądował w czwartek po godz. 2.
- Strażacy rozbili obóz ok. 300 metrów od epicentrum wybuchu. Przeprowadzili rozpoznanie swojej strefy - powiedział PAP st. kpt. Krzysztof Batorski, rzecznik komendanta głównego PSP. Dodał, że wystąpili o pozwolenie na prowadzenie akcji w nocy. Przyznał jednak, że nie wie, jaką otrzymali w tej sprawie odpowiedź. Akcją ratunkową w rejonie wybuchu kieruje libańskie wojsko.
W grupie polskich strażaków jest: 39 ratowników grup poszukiwawczych z Warszawy, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, czterech ratowników chemicznych oraz cztery psy. Ratownicy są przygotowani na siedem dni ciągłej pracy na miejscu. Grupą dowodzi st. bryg. Mariusz Feltynowski, kierujący wcześniej działaniami ratowniczymi w czasie misji po trzęsieniach ziemi na Haiti i w Nepalu.
Razem ze strażakami poleciał 11-osobowy zespół medyczny z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. W jego skład wchodzą zarówno lekarze, jak i specjaliści ds. pomocy humanitarnej, którzy na miejscu będą oceniali potrzeby i kierowali rozdziałem tej pomocy, w taki sposób, by ona trafiała do osób najbardziej potrzebujących.
Polscy strażacy w Bejrucie razem z czteronożnymi ratownikami ruszają do kolejnych stref w miejscu katastrofy. pic.twitter.com/MbbLXPYIkT
— Straż Pożarna (@KGPSP) August 7, 2020
Z ostatnich informacji wynika, że liczba ofiar śmiertelnych wtorkowej eksplozji wzrosła do 135. Około 5 tysięcy osób jest rannych. W związku z sytuacją libański rząd ogłosił stan wyjątkowy dla miasta Bejrut, który ma obowiązywać przez dwa tygodnie.
Do eksplozji doszło w składach bejruckiego portu, gdzie od kilku lat przechowywano saletrę amonową, zmagazynowaną tam bez niezbędnych zabezpieczeń. Wybuch był tak silny, że było go słychać na Cyprze oddalonym od Bejrutu o 240 km.
Jako przyczynę tragedii władze libańskie podały prace spawalnicze w składach, gdzie trzymano 2750 ton saletry amonowej (azotanu amonu) wcześniej skonfiskowanej przez władze.
PAP/ar