fot. Robert Stachnik/Radio Szczecin
Mieczysław O. podtrzymał przed sądem zeznania złożone w prokuraturze i tym samym nadal obciąża Stanisława Gawłowskiego.

Prokuratura oskarża byłego szefa IMGW o podżeganie do wręczenia dwóch zegarków politykowi Platformy Obywatelskiej. Mieczysław O. nie chciał podczas rozprawy odpowiadać na pytania obrońców Gawłowskiego, ale ustosunkował się do pytań sądu i prokuratora.

Mieczysław O. przyznał, że jego zastępca w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej Łukasz L. zakupił i wręczył Gawłowskiemu zegarki, aby polityk przestał naciskać na jego zwolnienie. Zaznaczył przy tym, że sam podczas rozmowy w Genewie zasugerował Łukaszowi L. takie rozwiązanie. Chodzi o dwa zegarki marki TAG Heuer warte ponad 20 tysięcy złotych.

Jak wynika z rozmów zarejestrowanych przez służby, Mieczysław O. i Łukasz L. byli parą. Pan O. miał poinstruować pana L. jak bezpiecznie wręczyć zegarki, czyli w zamkniętej paczce przez kierowcę.

Mieczysław O. tłumaczył też, że Gawłowski lubił zegarki. Przejawiało się to w ich rozmowach, wskazywał na marki takie jak Breitling i TAG Heuer. Oskarżony nie był jednak w stanie odtworzyć kolejno wszystkich dat. Mieczysław O. zaprzeczył jednak jakoby wręczenie zegarków miało związek z jego nominacją na szefa międzynarodowej organizacji meteorologicznej.

Z kolei polityk PO do przyjęcia zegarków się nie przyznaje. Senator twierdzi, że być może istnieją dowody na ich zakup, ale nie ma, że miałby je odebrać. Ponadto zegarki, których poszukuje prokuratura nie zostały znalezione.

Na koniec zeznań, Mieczysław O. złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze, którą uzgodnił z prokuratorem w czasie przesłuchania, czyli dwa tysiące złotych grzywny. Sąd nie uwzględnił jednak tego wniosku, uznając, że konieczne jest jednak przeprowadzenie dalszego postępowania i ocena wszystkich dowodów oraz zeznań oskarżonych, w tym zastępcy Mieczysława O. w IMGW, czyli Łukasza L.

Dziś zeznawać mieli też teściowie pasierba Stanisława Gawłowskiego. Prokurator miał do nich wiele pytań, ale nie mógł ich zadać. Piotr. K i Halina K. odmówili składania zeznań. Tym samym nie wyjaśnili, skąd mieli pieniądze na zakup apartamentu w Chorwacji.

Według ustaleń prokuratury, niedługo przed transakcją wpłacili w kilku transzach 200 tysięcy złotych na swoje konto. Mimo, że ich dochód wynosił około 4 tys. zł, bo Piotr K. był bezrobotnym, a Halina K. pielęgniarką. Oskarżeni nie przyznają się jednak do zarzucanych im przestępstw.

Prokuratura zarzuca teściom pasierba Gawłowskiego pranie brudnych pieniędzy i pomoc w przyjęciu łapówki. Zdaniem śledczych, Piotr K. i Halina K. byli jedynie słupami w transakcji zakupienia apartamentu w Chorwacji. Rzeczywistym właścicielem jest natomiast polityk Platformy Obywatelskiej. Według prokuratury nieruchomość była formą łapówki od biznesmena Bogdana K., za pomoc w rozstrzyganiu przetargów w Zarządzie Melioracji.

W środę w trakcie rozprawy Piotr K. i Halina K. odpowiedzieli jedynie na pytanie swojego obrońcy tłumacząc, że nie otrzymali żadnych pieniędzy od Stanisława Gawłowskiego i jego żony. Natomiast akt notarialny apartamentu w Chorwacji został znaleziony przez CBA w koszalińskim domu senatora. Dokument wystawiony był na teściów pasierba. Stanisław Gawłowski twierdzi, że jego pasierb przyniósł go do swojego starego pokoju, bo on sam ma małe dzieci i małe mieszkanie w bloku.

Kolejne sądowe rozprawy związane z aferą melioracyjną zaplanowane są na luty. Łącznie na Stanisławie Gawłowskim ciąży siedem zarzutów - oprócz korupcyjnych, ujawnienie informacji niejawnych i plagiat w pracy doktorskiej.

Radio Szczecin