fot. Teatr Nowy w Słupsku

„Żadne żaby nie grają tak pięknie jak polskie”. Nowy Teatr w Słupsku ożywił „Pana Tadeusza”. Najnowszy spektakl w reżyserii Dominika Nowaka nie eksponuje żadnych wątków epopei narodowej w szczególny sposób. Nie próbuje ich też aktualizować, nawiązywać do współczesności. To zachowawcze podejście, ale zrealizowane w atrakcyjnej formie. 

Mamy dwa zwaśnione rody – Horeszków i Sopliców, spór o zamek, miłosne roztargnienie, a w tle walkę narodowo-wyzwoleńczą oraz zachwyt Napoleonem. Czy ten szlachecki, polski kostium leży dobrze? Na Dominiku Nowaku w roli Wojskiego i Krzysztofie Kluziku w podwójnej kreacji rejenta i kapitana Rykowa - perfekcyjnie. Pojawiający się gościnnie Sławomir Głazek przekonująco wcielił się w rolę księdza Robaka. Zosia (w tej roli - Monika Janik) jest niestety niewolniczką jednej, zmieszanej miny. Także Pan Tadeusz (Wojciech Marcinkowski) nie mógł rozwinąć swoich skrzydeł. W obu przypadkach nie jest to spowodowane grą aktorską. Ich role na poziomie scenariusza zostały wyraźnie zmarginalizowane.

W Nowym Teatrze przy ograniczonych możliwościach scenograficznych udało się stworzyć przestrzeń atrakcyjną wizualnie dla widza. Gdzieś pomiędzy zamkiem a puszczą toczy się życie. Metaforycznie i dosłownie. To owoce bardzo przemyślanej wizji oraz pracy Tomasza Brzezińskiego. Muzyka pojawiająca się (szczególnie) w pierwszym akcie nie jest ani dobrym tłem, ani tym bardziej dopełnieniem scenicznych emocji w konkretnych momentach. Dźwięki stworzone przez uznanego kompozytora Bolesława Rawskiego nie podkreślają chwili. Czasem rozpraszają. Po prostu nie zagrały. Tak jak róg Wojskiego.  

W ogólnym odbiorze udało się uniknąć patosu i nieprzystępności trzynastozgłoskowca. Niewykorzystany jednak został do końca potencjał drzemiący w kilku scenach. Świetna kreacja Telimeny granej przez Magdalenę Płanetę przyniosłaby publiczności zdecydowanie więcej powodów do radości. Rozbudowane „mrówkowe amory” w jej wydaniu jako element wyrwany z całości, byłyby crème de la crème tego spektaklu.

„Pan Tadeusz” w reżyserii dyrektora słupskiego teatru to klasyka w zachowawczym, streszczającym wydaniu. Dostosowanym, albo raczej podporządkowanym technicznym możliwościom czasu i miejsca. Szkoły na epopeję narodową zawsze przyjdą. Ważne, aby nie zanudziły się na amen. W Nowym Teatrze nie ma tego niebezpieczeństwa. Zostawiłbym jednak widzów z jakimś konkretnym pytaniem albo próbą zaznaczenia wyraźnej, scenicznej puenty. Stale przecież funkcjonujemy w rzeczywistości zwaśnionych Horeszków i Sopliców. Solidarność zwycięża. Później dzielimy się sami. Bo przecież tak się żyje na tej polskiej (litewskiej) wsi.

Arkadiusz Wilman