fot. twitter.com/KremlinRussia_E
Grupy monitorujące pracę komisji wyborczych informują o masowych fałszerstwach i łamaniu ordynacji. Innego zdania są obserwatorzy z krajów dawnego ZSRR, którzy twierdzą, że nie zauważyli żadnych nieprawidłowości.

W centrum Moskwy policja zatrzymała działaczkę opozycji Darię Poljudową. Kobieta spacerowała po ulicy z plakatem, na którym widniał napis „Wybory - bojkot. Putin - złodziej”. Cześć mieszkańców Moskwy zdecydowała się nie uczestniczyć w wyborach. Jak przekonują, wśród kandydatów nie znaleźli nikogo godnego sprawowania najwyższego urzędu w państwie. -„Nikt mi się nie podoba, a każdego na kogo mogłabym zagłosować zdjęli jeszcze przed wyborami. A ja nie pójdę do głosowania i będę bojkotował wybory, ponieważ już dawno wszystko jest jasne, a moja opinia wydaje się zbędną. Ja również nie byłam i nie pójdę, bo chcę kogoś innego, kogo nie ma na listach” - przekonują mieszkańcy Moskwy, z którymi rozmawiał korespondent Polskiego Radia.

Niezależne organizacje monitorujące przebieg wyborów sygnalizowały, że w niektórych lokalach nie działały kamery, pracodawcy zmuszali pracowników do udziału w głosowaniu i żądali zdjęcia potwierdzających ich udział w wyborach. Do Centralnej Komisji Wyborczej napływały także skargi w związku z organizowaniem tak zwanych „karuzel wyborczych”, polegających na wielokrotnym oddawaniu głosów w różnych lokalach przez te same osoby.

W Rosji zakończyły się wybory prezydenckie. Według wstępnych, nieoficjalnych danych frekwencja w całym kraju mogła przewyższyć 60 procent. Wybory, według danych exit poll opublikowanych przez telewizję Rossija24, wygrał urzędujący prezydent Władimir Putin, którego poparło 73.9 procent głosujących.

IAR/ds